poniedziałek, 28 grudnia 2015

Celtycka chusta

Celtycka chusta to moje marzenie odkąd zobaczyłam ją pierwszy raz. Potem przyszedł czas na szukanie odpowiednio pięknej i miękkiej włóczki do tego projektu. A jako, że kiedyś tam w moim sercu zagościła chęć posiadania motków Malabrigo Arroyo w kolorze Chircas to w końcu nadarzyła się okazja aby je nabyć. I wiele, wiele tygodni temu na wakacyjnym spotkaniu w ulubionym sklepie u Tuptupa moje mini marzenie się spełniło. Nawet nie przeszkodziła mi wtedy przepotwornie wysoka temperatura sięgająca prawie 35 stopni... ogromnie podekscytowana nabrałam oczka na plecioną chustę. Dziergałam całe spotkanie i drogę powrotną, siedząc na przystanku, jadąc tramwajem, stojąc w oczekiwaniu na przesiadkę na autobus. Nawet idąc pieszo. Przerwę miałam tylko na przejściu na pieszych. Drugiego dnia chętka mi nie minęła i dzięki temu wydziergałam sobie w ten czas całą gładką część wzoru. 
I bam! Nie mogłam się zebrać do tworzenia plecionego borderu. Usiadałam na maksymalnie pół godziny naraz. Nie wiadomo czemu, ale to mnie wykańczało i nudziło, a miejscami nawet irytowało. 
I tak sobie mała beznadzieja trwała aż do czasów jesiennego spotkania z Dorotką Dodgers i Joasią Marchewą. Nie miałam prócz chusty nic na drutach, a na dodatek okazało się, że Mama chętnie ją przygarnie. Morale podskoczyły mi na tyle by ponownie spróbować zmierzyć się z tym wykańczającym projektem zanim on wykończy mnie. Dziewczyny dopingowały porządnie a ja zaczęłam się w pewnym momencie cieszyć, że już bliżej niż dalej. Im bliżej końca roku tym bardziej chciało mi się ją dziergać. I wreszcie skończyłam!!
 
Zdjęcie znowu są nieco mroczne, ale mimo teoretycznie wiosennej pogody to słońca brak. Wiecznie ponure chmurzyska i egipskie ciemności.
 
  
Na pocieszenie misterne plecionki i piękny kolor mchu prosto z lasu. Jeden z piękniejszych odcieni zieleni jaki widziałam w postaci włóczki.
 
 
projekt: Celtic Dreams
wzór: Celtic Myths
włóczka: Malabrigo Arroyo - Chircas
druty: 4.5 mm 

Chusta jest dosyć spora, ale jak dla mnie to im większa tym lepsza. Puchnę z dumy i wiem, że opłacało się jak nic innego. Po blokowaniu celtyckie plecionki mnie oczarowały i na chwilę potrafię zapomnieć całe to "niechciejstwo". Było warto.

środa, 9 grudnia 2015

Owce i inne zwierzaki

Dzisiaj pokażę Wam nową porcję woreczków. Ostatnio w sumie przez dłuższy czas nic się nie dzierga, od kilku dni nie zrobiłam ani oczka. Mam nadzieję, że przerwa od drutów wyjdzie mi na dobre, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Nie powiem, że nie brakuje mi siedzenia i przerabiania oczek. Ale wena sobie poszła i nic na to nie poradzę. Siedzenie przy maszynie też muszę niestety bardzo ograniczać, bo ledwie po dwóch godzinach takiej pracy plecy tak się odzywają, że ledwo można siedzieć czy leżeć. Za to nadrabiam karcianki i nawet obejrzałam kilka filmów.  

I tak oto spod moich rąk wyszły cztery nowe schowki dla robótek. 
Uwaga: zwierzątka, kropeczki i duuużo owieczek!
Całe stadko na woreczku nr 1. Mocna, energetyczna czerwień i pełno baranków.
 Spójrzcie jakie pocieszne. 
Nawet się obracają, żeby zobaczyć czy nikt się nie dobiera do włóczek. ^^
Kolejne dwa woreczki są niemalże bliźniacze, ale tak samo piękne. No któż nie chciałby takich włóczkowych zwierzaków. A do tego pięknie czerwone motki i druty! Jedna występuje z czerwonym zamkiem i jasnymi drobnymi kropeczkami, druga jest trochę bardziej stonowana dzięki szaremu suwakowi i większym grochom.
 
Nie mogę się napatrzeć na te słodkie łebki! 
I nawet podpowiadają jak dbać o wełnę.
A gdyby ktoś mimo wszystko nie był owco-maniakiem to mam całą wiejską menażerię. Na pięknej angielskiej farmie pasą się krowy, kurczaki, gdzieś pilnuje pies...
 
a jak to na wsi to znajdzie się i świnka!
 Przygalopują koniki.
A kto im dzierga te piękne wdzianka? (tak, tak, znowu)... owieczka!
Jak zwykle wszystkie mają dodatkową rączkę, (tym razem siwą) podszewkę i lekkie usztywnienie. Sama nie wiem, która z torebek podoba mi się najbardziej. A Wam, która skradła serce?



I tym zwierzyńcowym akcentem pozdrawiam Was cieplutko!

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Sweet Sun

Słodkie Słońce czyli coś uroczego w bardzo ciepłym kolorze. W takich cieplutkich barwach minął mi test rękawiczek dla Marzeny, którym przeszłam samą siebie. Początkowo miałam włóczkę miętowo- błękitną, ale po 1/3 łapki okazała się niezbyt dobra dla tego projektu. Zamówiłam więc kłębki Arwetty i zaczęłam działać... pewnego dnia o 22, aby zacząć chociaż te kilka rządków. Ogromnie mi zależało na wywiązaniu się z testu, więc dziergałam na okrągło, nie zważając na ból pleców czy nadgarstka. Termin jest, więc trzeba się postarać. I tym oto sposobem zrobiłam w sumie jakby nie patrzeć dwie pary rękawiczek na dość cienkich drutach w lekko ponad 4 dni. Aż dziwię się, że nie wyrosły mi dodatkowe ręce.
Jako, że wiadomo iż zimy nie cierpię [chyba jeszcze bardziej niż smerf Maruda] to kolory musiały być żywe i radosne. Dla kontrastu tło najlepsze do różnokolorowych kropek - czyli szary.
 
 
I jeśli nie ma czasu założyć się rękawiczki przed kurtką to można wywinąć mankiety i już. :)
 
 A kropeczki są słodkie jak cukierki.
 
projekt: Sweet Sun
włóczka: Filcolana Arwetta Classic
druty: 3mm, 3.5 mm

I mimo, że ciągle szaro i zimno to mam swoje małe, własne Słońce. W sam raz na pocieszenie, bo trudno nie wpaść w depresję przy takiej wiecznej ciemnicy. Dzieje się u mnie tyle co nic, czyli jedyna rzecz z dziewiarskiego świata jaką miałam na drutach (celtycka chusta) wczoraj została przyszpilona. 
A wena... zapadła w sen zimowy.

piątek, 20 listopada 2015

Owieczki od dziewiareczki

Mam kolejną czapkę. I to nie byle jaką. Idealną dla dziewiarki - w owieczki!
Wzór wpadł mi w oko jakiś czas temu, ale nie wiedzieć czemu nawet nie pomyślałam o jego wydzierganiu. Aż do czasu jak grzebiąc w swoim pudle natknęłam się na przepięknie zielony motek Lettlopi pozostały z mojego loppapeysa. Taką mszystą zieleń kocham i nie mogłam się oprzeć. Prawie nie mogłam już znaleźć wymówki, biorąc pod uwagę leżące obok resztkowe kłębuszki Peruviana i Limy po swetrach i bezpalczatkach. Tym bardziej, że w połączeniu niesamowicie im pięknie. No to brakowało mi tylko niebiańskiego koloru - a że głupio zamawiać jeden motek... to kupiłam cztery.

I tak po jakimś czasie powstała moja wersja "Baa - blee Hat".
Co najdziwniejsze! Lopi na głowie to nie to samo co lopi na swetrze. Zakładałam ją i na włosy i na gołe czoło i nic mnie nie drapie. Aż dziw bierze, no ale to prawda. Czapka stała się własnością siostry, która podziela moją opinię zarówno o pożerającym swetrze jak i o bardzo przyjemnej głowogrzejce.
To moje drugie w życiu wrabianie na drutach, więc nie jest może idealne, ale zrobię kiedyś takich jeszcze kilka i dopiero będzie pięknie.
Oczywiście wprowadziłam modyfikacje do wzoru, bo naczytałam się o tym, że czapka wychodzi o dużo za duża. Miałam też w pamięci ilość oczek, próbki i rozmiary drutów, na których pracowałam robiąc poprzednie czapki i nijak nie pokrywały się one z tym co w opisie do owieczek. Poczyniłam więc kilka obliczeń, zmieniłam druty na dużo mniejsze i leży jak ulał.

Robótka szła dużo wolniej niż przy dzierganiu z jednej włóczki, ale to kwestia wprawy.
Moja wersja jest z podwijanym brzegiem, dzięki czemu pasuje zarówno na Sis, jak i na mnie - bo ja w sumie prawie zawsze chodzę z cebulą, która musi mi się w czapce zmieścić. Wystarczy, że odwinę sobie dół i już mam skrzatkę idealną.

projekt: Baa - blee hat
wzór: "Baa - blee Hat" by Donna Smith
włóczka: Lettlopi, Drops Lima, Filcolana Peruvian
druty: 3.5 mm; 4 mm

Jakby mi było mało to z pewnością z 'resztek' udziergałabym drugą, tylko dla mnie.

A tymczasem powinnam się zmusić do kończenia celtyckiej chusty (taaak, jeszcze "tylko" połowa bordera), bo w kolejce pojawiło się zapotrzebowanie na celtycką czapkę do kompletu. Tak samo jak ogromne zapotrzebowanie na słońce, bo w tej nieustającej szarudze depresja czai się za każdym rogiem.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Love's Promise

Znowu szaro, potwornie zimno i depresyjnie za oknem. Ale ja mam coś zupełnie przeciwnego- jeszcze późno letnie, ciepłe i romantyczne zdjęcia mojego nowego sweterka.
Co tu dużo pisać, hmm... kiedyś tam dawno doczekałam się moich motków Julie Asselin - Milis. Przyszło lato i czas na delikatne wdzianka. Pomysł w głowie powstawał pomału, ale jak to zawsze u mnie bywa tak naprawdę wszystko działo się w trakcie. Po prostu dziergam i pruję, wpadam na coś nowego, wprowadzam to do projektu... i czasem znowu pruję. Ale w końcu po jakimś tam czasie, zazwyczaj dużo dłuższym niż się spodziewam, wychodzi akurat to co miało być. Tym razem moja robótka była ze mną i nad morzem i w górach, w autobusie i w pociągach.

Lubię cieniowane motki i dziwne, nieokreślone do końca kolory. Także w tym przypadku skusiłam się na włóczkę ze względu na kolor "Opera". ( i niestety się z nią do końca nie polubiłam, ale to może o tym w innym poście)

Patrząc pozywtynie - nitka wymagała jedynie małych dodatków dla jej podkreślenia, niż wymyślnych warkoczy czy innych ściegów. Tym bardziej, że to sweterek mega kobiecy, eteryczny i romantyczny- taki miał być i jest.

Oto mój Love's Promise.
Mały, uroczy kardiganik z otwartymi przodami i kilkoma ciekawymi detalami.
Dla podkreślenia kobiecych kształów/krągłości postawiłam na taliowanie na plecach. Mimo, że wzór nie zakłada guzików, to można skorzystać np. z jakiejś broszki, zapinki do szali czy jakiejś innej podobnej ozdoby.
Długość całego sweterka i rękawów jest idealna na ciepłe, letnie bądź wiosenne dni.
Z delikatnym, dyskretnym ażurkiem, który jednak chywa za oko i serce. 
I zakładkami na rękawach. Niby takie małe coś a robi tak wiele.
Zarówno rękawy jak i cała reszta wykończona jest ściegiem francuskim, a dodatkowo plisa na przodzie kusi i-cordem.
Czegoś takiego brakowało mi w szafie! Zdecydowanie. Terazy tylko czekać na kolejną wiosnę.

projekt: Love's Promise
wzór: Love's Promise


Wzór na ten romantyczny sweterek jest mojego autorstwa i jest już dostępny na Ravelry. Jak zwykle występuje w języku angielskim, ale starałam się napisać go jak najprościej i najbardziej przejrzyście. Część ażurowa jest zarówno w postaci schematu jak i pisanej. Moim zdaniem początkujące dziewiarki też poradzą sobie z nim idealnie. Do tego do końca tego tygodnia wzór jest w promocji 15%.


Dziękuję ogromnie moim testerkom, które zrobiły kawał dużej roboty. ^^ Jesteście wielkie!
Kilkając guzik z projektami można podejrzeć jakie cuda stworzyły.
Za każdym razem kiedy zaglądam do szafy tęsknię za późną wiosną i latem, za romantycznymi spacerami, sukienkami, powłóczystymi spódnicami. I ciągle nie mogę się doczekać kiedy założę mój sweterek ponownie.

piątek, 6 listopada 2015

Skarpetkowy KAL- losowanie.

Dziś wreszcie obiecany post z losowaniem nagrody. W moim pierwszym KALu [ale myślę, że nie ostatnim] - tym razem skarpetkowym, powstało kilkanaście nowych, ślicznych par stópkogrzejek. Każda inna, wyjątkowa, ale wszystkie robione z sercem i pasją. Ogromnie cieszę się, że znalazły się osoby, które dzięki moim namowom/inspiracjom/postom o tej zabawie wydziergały swoje pierwsze skarpetki. :)
Nagroda jak już pisałam to dwa motki cudownie czerwonej włóczki, markery i znacznik rzędów zrobione przeze mnie, no i jeden ze wzorów mojego autorstwa. Udało mi się zrobić realne losowanie, takie z koszyczkiem i karteczkami. Sierotką losującą byłam ja sama we własnej osobie, a nadzór sprawował Pan Kot, zerkając z łóżka leniwie, ale nadzwyczaj czujnie.
I tak oto wygrały skarpetki w kolorach niemieckiej flagi wydziergane przez Agę
z bloga
"alpy i ...nitki"
Serdecznie gratuluję. ^^ Aga- skontaktuj się proszę ze mną przez @, żebym wiedziała gdzie wysłać motki w podróż.

Ogromnie dziękuję wszystkim biorącym udział w mojej zabawie! To było dla mnie coś nowego i ekscytującego. Liczę, że też bawiliście się tak dobrze jak ja. Dołożę starań, żeby przyszłe takie akcje były jeszcze fajniejsze i ciekawsze.

Pozdrawiam cieplutko,
Amanita.

środa, 4 listopada 2015

Mikro chwalipięctwo i dziewiarska piosenka.

A ja mam! Wreszcie mam! :D swoją własną nawijarkę. Skaczę prosto pod sufit i jeszcze wyżej, jak się tylko da. Doczekałam się swojego 'pro' sprzętu dla dziewiarki. I koniec z potwornie plączącymi się nitkami, zwijanymi przez znaczną ilość czasu. Tym bardziej, że ostatnio pewnie ponad 80% włóczek z których robię przyjeżdza do mnie w postaci precelków. Co prawda sprawca tego prezentu [Brodacz] jest fanem rozplątywania wszelkich supełków i każdy przewinięty motek, to do tej pory była jego zasługa - biję w podzięce pokłony, czołem do samej ziemi. Tym bardziej, że po haśle "a że była darmowa dostawa w pewnym sklepie" wyjął zza pleców parasolkę. Motowidło znaczy się. 
Przyznam się, że kiedyś precle próbowałam zwijać sama... ale wytrzymałam jakieś pół motka i krew mnie nagła zalała w międzyczasie kilka razy. Obraziłam się i wzięłam na druty inny, przewinięty już kłębuszek. Dawniej miałam "przyjemność" (brrr!) bawić się tak z Malabrigo Lace i powiem jedno- nigdy przenigdy.
I teraz zamiast godzin transformacja precli w motki (za granicą nazywają to "cake", mamy jakiś ładny odpowiednik?) zajmuje góra kilka minut. Za nami 800 metrów pajęczyny Drops Lace. I napatrzeć się nie mogę na to cacuszko. 
Wiadomo, że gadżety nie są niezbędne, ale jednak istnieją takie, które ogromnie ułatwiają i przyspieszają pewne czynności. A po cóż marnować czas na nerwy i rozsupływanie nitek po stokroć jak można już dziergać.

Próbkę z wyżej pokazanych puszków już mam, ale nic poza nią. Pomysł w głowie dopiero powstaje, a przede mną jeszcze decyzja co do rozmiaru drutów. Także znowu stoję w miejscu...

...ale na pocieszenie włączam sobie chyba pierwszą i jedyną dziewiarską piosenkę, którą w życiu słyszałam i śmieję się do rozpuku. Polecam i Wam - "Baby You're a Knitter" oczywiście by... Stephen West. To typ którego się kocha, albo nienawidzi. Ja mimo wszystko jestem zdecydowanie po tej pierwszej stronie. ^^

ps. nadal pamiętam o losowaniu- postaram się wrzucić posta jeszcze w tym tygodniu.

A Wy korzystacie już ze zwijarki?
I napiszcie koniecznie co myślicie o nowym hicie.

poniedziałek, 26 października 2015

Kolejny odcinek pt. "Woreczkowo".

Czas na nowe... woreczki! Haha. W zasadzie nie są już takie nowe, bo ostatni z nich był uszyty jakieś półtora tygodnia temu. Ale ileż można pokazywać w kółko to samo. Dlatego zrobiłam mini przerwę i chwaliłam się chustą lub wreszcie napisałam posta do chwalenia się skarpetkami- nie zapomnijcie się do niego podlinkować jeśli skończyliście swoją parę, są nagrody. ^^
Wracając do tematu mam przyjemność pokazać swoje kolejne uszyte schowki na robótki. Niektórymi z nich nawet nie zdążyłam się tu pochwalić, a już znalazły swoje nowe właścicielki.

Pamiętacie liskowy schowek na suwak? To teraz będzie również wersja woreczkowa. Dużo zielonego i cudownie urocze futrzaki.
Ta wersja była specjalnie powiększana i wyszedł naprawdę porządny woreczek. Można w nim pewnie upchnąć nawet wielki, jesienny/zimowy sweter. Obok znane już wam szalone babiszony z rodzinką- te z poprzednich postów. 
A poniżej kolejny troczkowy woreczek z tej serii, ale już w odrobinkę delikatniejszej, kropkowanej odsłonie.
Były już liski, no to czas na kolejnych gości ze zwierzyńca. Jeżyki! Pełno jeżyków... i muchomorków. Standardowo w wersji dwukolorowej, dzielonej, a do tego z rączką.
I jak zwykle z moimi ulubionymi przeszyciami.
Uwielbiam kolory, pastelowe, delikatne, ale także i te mocne, żywe. A rozkochując się w jesiennych liściach musiałam uszyć coś i w tych barwach. Szczególnie, że już popołudniu zalewają nas egipskie ciemności, no to jak nie stworzyć sobie trochę przenośnego słońca?
Ptasia wersja w dwóch odsłonach- ah jak ja uwielbiam ten promienny materiał. Woreczki z ptaszkami występują tym razem w dwóch rozmiarach. Żółty podobnie jak większość poprzednich mieści nawet sweter z fingering i całkiem sporo więcej, ale już miętowy jest mniejszy. Idealny na jednomotkowy szal/chustę, skarpetki, ubranka dla dzieci itp.
A jakby komuś było mało puchatych i słodkich stworzonek to na ratunek biegną szopy. ^^
  
Cukrzyca instant, hihi.
Na koniec małe zbiorowe zdjęcie, na które jak widać nie wszyscy zdążyli się załapać. Ale pewnie pojawi się okazja, bo jeszcze nie chowam maszyny do kąta.
Ja już prawie nie mogę żyć bez tych schowków na robótki. Tym bardziej, że do swojej torebki [druga od lewej, ta z wyłaniającą się tajemniczo babką] mieszczę peruvianowy udzierg z sześciu już motków.

Teraz czas na trochę dziergania. 
Trzymajcie kciuki, bo czekają mnie rękawy... ;)