wtorek, 17 lutego 2015

"50 shades of... purple" czyli Meimei

Wreszcie było słońce i czas. Czyli idealny moment na sesję sweterka, który skończyłam już ze 2 tygodnie temu. :) Podobno wielka część w zeszłą sobotę nakręcała się sławnym już 'Grejem' (nie widziałam, nie czytałam), a ja w dzień imienia patrona obłąkanych miałam swoje "50 shades of... purple". Obecnie to mój ulubiony ciuch i gdybym mogła, nie zdejmowałabym go wcale. Dzisiaj więc będę się 'chwaliła' najnowszym pulloverem, który nazwałam Meimei.

Przez swoją konstrukcję i obszerność oversize (tak ze 20 cm luzu) jest naprawdę super wygodny. Jak to u mnie bywa staram się przy każdej nowej robótce nauczyć czegoś nowego, choćby jakiegoś splotu. Tutaj postawiłam na nową dla mnie metodę robienia rękawów- taki contiguous do połowy, a potem oczka nabierane z boku. Uwielbiam tą linię szwu na ramionach.
Moje zamiłowanie do cieniowanych włóczek znowu mnie trochę ograniczyło. Mimo tego, że lubię plecionki, warkocze i ażury, to w takich przeplatanych barwach nic nie byłoby dobrze widoczne. Ani wzór, ani kolor. Dlatego też zdecydowałam się na naprawdę prosty, codzienny fason i ścieg.


Za nudno być też nie może, dlatego dodałam kilka paseczków i linii. Przpelatanie tak różniących się jasnością motków doprowadzało mnie do szaleństwa, więc chciałam sobie oszczędzić bardziej skomplikowanych zdobień.

Luźno musi być- im luźniej tym wygodniej i już. ^^
Włóczka sama w sobie jest bajecznie piękna, kolorowa, mięciuśka i milusia. Ale barw i odcieni w niej tyle, że nie skłamałabym chyba gdybym nazwała ją [jak najbardziej na czasie... haha] "50 shades of purple". ^^ Dlatego można się dopatrzeć ciemniejszych mankietów i całości swetra ciemniejącej coraz bardziej im bliżej ściągacza.


 A co do zdjęć... jako dziewiarka chyba nie jestem do końca poważna... :p


Aby sweter nie był aż tak zwykły dorobiłam mu rozcięcie na ściągaczu. 
Ah, wszak jeszcze takiego czegoś nie miałam. :)
A jak na dole tak i na rękawach, więc paski są w komplecie.
 Oczywiście z moim najulubieńszym oszukanym/złamanym ściągczem.



projekt: Meimei
wzór: Meimei
włóczka: Malabrigo Rios (Purpuras)- 460g
druty: 4.5 mm, 5mm

Większa część rozpisywania wzoru za mną. Nie liczę ile jeszcze zostało... ale podziwiam kolory, odcienie, rozkoszuję się miękkością i delikatnością włóczki. Ja go uwielbiam!

A Wam jak się podoba? :)

piątek, 13 lutego 2015

Co tam? Kto tam?

Zamiast blogować to dziergam. I pruję. Gram, albo latam po robótkowych spotkaniach. Zaszalałam i w zeszłą sobotę spędziłam w podróży 12 h, jedynie po to, aby pobyć z wrocławskimi dziewiarkami te 2,5 h w kawiarni. Ubrałam się w swój najnowszy sweter, wzięłam nawet jakiś motek, który mi po nim został i miałam tworzyć. Albo czytać. Skoro droga taka długa to cóż innego robić?
Ano przyznać się muszę szczerze, że książki nawet nie otworzyłam. Siedziałam wgapiona w okno i podziwiałam widoki, a z każdą chwilą czyniłam to z coraz większymi emocjami. Jak inaczej skoro nagle przez pole biegnie stado saren? Jakiś czas potem mijam wielkie polany z lasem na horyzoncie i wyłania się kolejne stadko, tym razem z rogatymi. I przez to zamiast pochłaniać lekturę, albo produkować oczka to liczyłam zwierzaki. W sumie takich rodzinek naliczyłam chyba z 6. Nawet udało mi się nie do końca kontrolować i sama z siebie się potem śmiałam, jak dotarło do mnie, że wydaję głośno dźwięki typu "oh!", "oj!", "haha"... ale cóż się dziwić kiedy na widoku pokazują się dzikie ptaki drapieżne. I to nie jeden! Nie dwa! Siedzące na skraju lasu, chodzące po polu, czy te szybujące w poszukiwaniu obiadu. Myślałam, że cztery to dużo.
A potem dojechałam z liczeniem do 12... XD ale najpiękniej było zerknąć na te, które siedziały dosłownie zaraz koło drogi, na tych mini drzewkach posadzonych tuż za barierką oddzielającą jezdnię. Bo ja wiem, może to było coś koło 2 m?
I przez te lasy, pola i ptaszyska cała droga minęła mi na 'zwiedzaniu' okolicy. 

Tak byłam rozemocjonowana, że na spotkaniu moją robótkę [komin] zaczynałam 3 razy i wyszłam stamtąd ze smętnym kłębkiem w takiej postaci z jaką weszłam. Nadrobiłam sobie za to dzierganie przez 3/4 nocnej podróży kiedy to za oknem było widać jedynie światełka i nic więcej. A potem dnia następnego... koncepcja mi się zmieniła, przemyślałam, przymierzyłam i sprułam i czeka tak do dziś, a nawet będzie czekać jeszcze dłużej.
Samo spotkanie we Wro zaliczam do udanych i żałuję, że byłam tak krótko. Na wiosnę odrobię! Zdjęcia miały być, nawet przytargałam tam aparat, ale zważając na kawiarniane oświetlenie, możliwości sprzętowe, ruchomość postaci i moje umiejętności... to fotki są tak nieostre, że chyba nikt by się nie zdziwił jakbym powiedziała, że mam parkinsona albo wypiłam z 10 kaw. Także musicie wierzyć na słowo- buzie ciągle się uśmiechały, rozmawiały, a oczy cieszyły się pięknymi motkami i swetrami na swoich właścicielkach. I można było macać, haha. Jest mi niezmiernie miło, że mogłam Was poznać. Teraz wasza kolej na wycieczkę. :)

Aktualnie dzieje się sweter w stonowanym, jednolitym kolorze. Z racji tego, że cardigan idzie wolno (wszak połowa to lewe oczka, ugh) dzisiaj miałam zrobić sobie od niego przerwę na rzecz spisywania wzoru. I tak jak się do tego zabrałam tak pisałam 8h, a to jeszcze nie koniec. Na smutki zawsze najlepszy jest kot, a od czasu do czasu można sięgnąć po coś słodkiego, realnie do zjedzenia (wszak koty najsłodsze, ale jeść nie polecam). Ja wyciągnęłam sobie gwiazdkowy prezent. ^^
W ramach relaksu z drutami lub bez, wieczorem umilam sobie czas serialem, a na brak weny robię kakao. ^^ Dla ciekawostki wypatrzyłam robótki chyba już w co najmniej 5 odcinakch. Wszystko obowiązkowo pod czerwoniastym kocem i jak zawsze w moonkoosach.
Dzisiejsze focisza w poście sponsoruje mój telefon. Do teraz się dziwię dlaczego wychodzą nim lepsze zdjęcia niż normalnym aparatem.

czwartek, 5 lutego 2015

Suszki i dylematy

W małym i szybkim poście daję Wam znak dziewiarskiego życia. Na chwilę obecną jestem ponownie w momencie pt. 'brak czegokolwiek na drutach'. Ale za to mam dwie suszki- czyli robótki w trakcie schnięcia. :)


Ukończony sweter z Riosa, który wyglądał kilka dni temu o tak.
I czapka czekająca na pompony.
Teraz sobie dumam co i z czego robić. Chyba najbliżej mi teraz do grubego ogoniastego z jakimś dodatkiem. A zajmuje mi to znacznie więcej czasu niż myślałam, do tego stopnia, że jak byłam już prawie gotowa nabyć włóczki [szare peruvianki], to nagle sklepowa półka opustoszała. Akurat w tych dwóch kolorach jakie rozważałam.  Czuję się bardziej niezdecydowana niż stereotypowa kobieta. To za cienkie [holst], to nie w tym kolorze, to za mocno gryzie i ma włoski [lima] a tamto za drogie [malabrigo]. Weź człowieku się tutaj zdecyduj...

Może z racji braku robótki skuszę się na czytanie? Wszak "Pani Bovary" leży u mnie już chyba drugi tydzień i nijak nie chce się sama skończyć. A zaraz po niej gościć będę słowiańskie heroic fantasy.