Jesień chyba jest już bardzo blisko. Od kilku dni nie rozstaję się z chustą i łapkami. Nie wyjdę już bez kurtki i swetra. Coraz częściej przeszukuję aukcje w poszukiwaniu super kaloszy ^^ W domu będzie musiała zostać też moja ulubiona płócienna torba z obrazkiem kotka z kłębkiem. Czas idealny na dzierganie kominów, czapek, chust i grubszych swetrów.
Chyba pomysł z robieniem lekkiego sweterka odłożę na kolejny rok. Nie mogę się doczekać jak 'wymęczę' już mój najnowszy beżowy udzierg z Limy. Przyznam, że robi się go zaskakująco przyjemnie, ale coś robótka ciągnie mi się tygodniami, biorąc jeszcze pod uwagę ponad tydzień w plecy, kiedy musiałam znowu pruć. Szybciej pewnie robiłabym go gdyby był z Malabrigo :p ale podkusiło mnie testowanie tańszej włóczki. Co prawda uparłam się też, że musi być w jednym i to konkretnym kolorze. Oby za bardzo mnie nie żarło, bo... się zapłaczę.
Teraz czas rozkładam pomiędzy swoje nowe wdzianko a testowy projekt mitenek. Tutaj chwalę się sama sobie, że udało mi się prawie skończyć pierwszą łapkę, więc jestem 'już' w połowie. Mogę więc uznać, że chyba pokonałam druty patyczaki i już nie są takie straszne jak się wydawały. :) Jedyna wada to czas jaki ten projekt mi go pochłania, bo dłuży się okropnie. Wzór jest bardzo łatwy, ale za to wymaga ogromnej ilości skupienia i koncentracji, liczenia, pilnowania oczek, kierunków ich skręcania itd. itd. A do tego nieźle trzeba wytężyć wzrok. Efekt jednak jest tego wart.
Na froncie czytelniczym, po małej przerwie od tradycyjnych, papierowych powieści, znowu startuję, bo udało mi się zdążyć przed zamknięciem biblioteki. Yaaay! :) Z tej radości zaopatrzyłam się w 5 książek [limit na czytelnika] i teraz nic tylko zabrać się do czytania. Moja radość była ogromna, bo udało mi się upolować wyczekany od kilku miesięcy tytuł. Ale póki co ciii... tajemnica :p Tą przyjemność zostawiłam sobie na przyszłość, a teraz zaczęłam od kolejnego kryminału, królowej tego gatunku i mam nadzieję, że kolejny raz będę miała się czym zachwycać. Na tapecie więc na dziś "Godzina Zero" Agathy Christie.
A teraz kwestia, która mnie od dłuższego czasu nurtuje. Jak szybciej dziergać? Tak, tak, wiem i przyznaję częściowo rację, że powinno się to robić dla przyjemności i ważny jest sam proces robienia. Ale... to takie demotywujące kiedy na liście tyyyle projektów do zrobienia, zapotrzebowanie na ciepłe rzeczy rośnie, włóczek tyle do wypróbowania, a jeden sweter ciągnie się tygodniami... miesiącami...
Jestem zaskoczona kiedy wchodzę i podziwiam projekty innych dziewiarek i poglądam na ravie terminy pracy, a tam... 10 dni i sweter gotowy... na trójkach, z długim rękawem, ze wzorkami. Nie raz jestem przytkana z podziwu i biję czołem o podłogę w zachwycie, jednocześnie zbierając szczękę z podłogi. Ale za każdym razem kołacze mi się to pytanie: 'jaaak? jak to możliwe aby tak szybko dziergać?'.
Aktualnie nie mam już tyle czasu na tworzenie, bo jestem w domu koło 18, a do 'udania się na spoczynek' mam 6h, w których muszę upchnąć jedzenie, mycie, domowe sprawy, dzierganie, czytanie, życie towarzyskie itd. itd.
Próbuję się pocieszać, że szybkość przyjdzie razem z wprawą. Tylko kiedy... :p
Ja z doświadczenia wiem, że najlepiej zasuwam przy robieniu na około, najlepiej na szerszych okrążeniach, bo w łapkach nie idzie się rozpędzić. Jak zwykle metodą 'continental' o ile dobrze pamiętam. No i oczywiście na drutach z żyłką, bo innych już nie tykam.
Macie jakieś pomysły, rady na szybsze dzierganie?
Ile średnio dziennie przeznaczacie czasu na druty?