sobota, 10 września 2016

Wolf Woods

"Wolf Woods" czyli mój najnowszy szal. Tak, kolejna chusta. Cóż począć. Uzależnienie i już. Od dziergania i od noszenia. Jestem stracona! Ale dobrze mi z tym. :)
To dzieło zawdzięczam Magdalenie Wolff (dawniej z rava znanej jako Wolffowna), która nawiązując ze mną współpracę dała mi ogromną szansę i obdarzyła zaufaniem. Jest to nasza wspólna praca - w sumie ja tu tylko dziergam i opisuję. Większość efektu dają te cudowne barwy, które uwarzyła w swoim magicznym garze. Miałam ochotę na coś szmaragdowo-zielonego, z odrobiną turkusu. Chyba nie mogło być już lepiej. Resztę zostawiłam jej, bo przyznam się, że chyba nie mam jakiegoś daru do wybierania połączeń. W zupełnym przeciwieństwie do Magdy. Ona ma to coś i zawsze wybierze nieoczywiste motki, które obok siebie tworzą efekt 'wow'. Dostałam więc swoje składniki do tego eliksiru - ręcznie farbowaną przez nią włóczkę WolffUndSchafe na bazie Sigmund - bazowy kolor "Juniper Smoke" jest magiczny, ani za szary, ni za fioletowy. Tak ciężki do opisania i sfotografowania, ze nie zostaje nic innego jak uwierzyć na słowo. Z "Toadstool's Fantasy" (co za boska nazwa! tak, to ten mój wydumany kolorek zachciewajka) jest troszkę łatwiej, bo nawet udało nam się pokazać kilka miejsc gdzie pojedyncze oczka mienią się niczym świetliki. To jest coś.
Po przejrzeniu swojej szafy uznałam, że brakuje mi półokrągłej chusty. Jedyną słusznych rozmiarów [Celtic Myths] przecież robiłam dla Mamy, to nie zostało mi nic innego jak wydumać coś dla siebie. Musi być las, liście i spora porcja zieleni.

I tak oto powstało właśnie "Wolf Woods". 
Z tęsknoty za dziką naturą, wiecznie żyjącym i tajemniczym lasem. 
Ze wspomnień górskiej wędrówki i z marzeń o życiu wśród drzew i zwierząt.
   Wszystko jest od początku do końca przemyślane. Strumień myśli i bam! Skoro "Wolff" - no to wilki, czyli księżyc i szarości. Skoro ja - no to koniecznie ażur/warkocze a najlepiej wszystko w jednym.
 
 
Chusta w kształcie półksiężyca (jeszcze drugi taki i będzie jak pełnia, do której wyją wilki), bardzo prosta, ale nie nudna część główna. Do tego mocno liściasty border upiększony o tak uwielbiane przeze mnie łańcuszki z przeciągniętych oczek. Kawałek udawanego warkocza i mnóstwo ząbków.
 
 
Prawie jak pikotki i prawie jak warkocze - czyli jedne z ciekawszych elementów tej wilczo-leśnej chusty.
 
 Koniecznie z paprotką! (nic nie urwałam, specjalnie szukałam takiej już leżącej)
 Zbliżenie na detale, bo te kolory i żywe odcienie trzeba zobaczyć koniecznie.
 
 
I na koniec moje ukochane zdjęcie...
 
Tutaj chciałam ogromnie ponownie podziękować testerkom, bez których nie wiem jak (i czy w ogóle) bym sobie poradziła . I oczywiście wspomnianej już zdolnej pani M. za możliwość wspólnego tworzenia kolejnych leśnych dzieł i za cudowną nazwę dla szala.

Gdyby ktoś miał ochotę na swoją wersję wilczej chusty to serdecznie zapraszam tutaj. Podpatrzcie przy okazji jakie piękne projekty wyczarowały testerki - tyle kolorów, najróżniejszych połączeń zarówno włóczek jak i barw dały niesamowite efekty i zupełnie różne charaktery.


Przez te rdzawe liście zaczynam myśleć już o jesieni... 
chyba czas zabrać się za swetry.