czwartek, 30 kwietnia 2015

Papierowy księżyc...

"Papierowy księżyc z nieba spadł..."- a w zasadzie to włóczkowy. I nie do końca spadł, tylko tworzy się dzięki moim rączkom. :)
A tak dokładniej mówiąc, to dziergam sobie... chustę. Tak, wiem, miał być sweterek. Ale moja niechęć do przewijania motków dała o sobie znać i dałam radę tylko połowie jednego. Wszystkich ma być sztuk trzy. Pomysł nadal nie do końca się wykluł, siedzi w mojej głowie i nie ma póki co zamiaru z niej wychodzić. Chwyciłam więc za już przewiniętą kuleczkę (oh jak dobrze, że mam takiego miłośnika plątania) i wprowadzam w życie plan drutowania z dawno kupionych wzorów. Rączki świerzbiły ogromnie po wczorajszym zdjęciu kolorowego trójkąta z żyłki, a przyszły weekendowy wyjazd do Dziadków miał swój udział w wyborze. Nie chcąc targać ze sobą kłębuszków, które trzeba co chwilę przekładać i mieszać, zaczęłam 'szybką' robótkę.

Niestety nadgarstki coś ostatnio dają o sobie znać (mimo, że naprawdę nie dziergam długo), więc przydadzą się też przerwy, np. na książkę. Jeśli dobrze pójdzie to może "Ostatni dobry człowiek" przeczyta się w międzyczasie. W chwili obecnej czuję się wciągnięta dosyć mocno w fabułę i o dziwo w ciągu dnia przypominają mi się jakieś sceny/odczucia. Thrillery uwielbiam, filozofię wręcz przeciwnie- ale mimo wszystko widniejący na okładce napis "thriller filozoficzny" przegrał z tajemniczymi znakami na plecach ginących kolejno ludzi.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Cienko i długo

Dzierga się chusta. Prosta i bezmyślna. W fazie odpoczynku przed ażurami i czymś wymagającym, dłubię sobie asymetryczny trójkąt w babskich, wiosennych kolorach. Po grubych, wełnianych włóczkach taka cienizna dłuży mi się niemiłosiernie. A ja sobie myślałam, że takie same prawe to będzie robótka najwyżej na kilka dni. A tutaj proszę... jak nic pracuję nad tym od świąt. Rączki świerzbią na myśl o sweterkach, ale póki co pomysły nie są tak klarowne jakbym chciała, więc dojrzewają sobie powoli. Niespiesznie więc przerabiam sobie małe oczka testując nową dla mnie włóczkę- Holst Coast.
*fotkę podkradłam z własnego instagrama- stąd ta mgła.

Za dużo z drutami nie dam rady siedzieć dzień w dzień, a i nie zawsze nachodzi na to ochota. Wtedy np. podczytuję kilka stron książki- "Ostatni dobry człowiek". Póki co mogę powiedzieć, że jestem wciągnięta. Aczkolwiek nie na tyle aby zarywać nad nią noce.

I tak rządek po rządku [dziś się zasiedziałam na całe 6h nieprzerwanego sztrykowania- tak to jest jak się robi kilkudniowe przerwy] dobijam już niemalże do końca, ale nawet boję się liczyć ile oczek zostanie mi do zamknięcia... z pikotkami. A dalej... kilometry wiosenno cienkich nitek.

A u Was co na drutach?
Pracujecie już nad lżejszymi wdziankami?

wtorek, 21 kwietnia 2015

Takie tam

Żyję. Dziergam. I spisuję... wzór na Desert Rose
Nadal nie cierpię na knitozę, ani na napad weny i tym podobne 'dolegliwości'. Drutuję sobie różnie. Kilka rządków na dzień, 3 dni przerwy, godzinę tu godzinę tam, znowu jakaś długa przerwa.
Bywa i tak, że planuję zasiąść do wzoru myśląc "w godzinkę, może dwie dokończę to a potem sobie podziergam". Taaak. A potem się okazuje, że ta godzinka rośnie do ośmiu a na druty nie ma już czasu. Tym oto sposobem zamiast przerabiać oczka to je dodaję, dzielę, mnożę i tak w kółko. Do tego znaczki, fotki, zabazgrane kartki i 'nocnik' z herbatą (ten kubeczek ma jedyne ok 500ml). Ale chyba już bliżej niż dalej. ^^

W piątek miałam okazję spotkać się z dziewczynami (Wiola, wreszcie mogłam Cię poznać- wspaniale!) i wtedy zaszalałam. Bite 4 h z drutami w ręku. :)
Blogowanie póki co jest z doskoku, bo jeszcze nie ma co pokazać. Ale 'już' jestem prawie na finiszu chusty, no jeszcze 'tylko' 1 motek (z trzech) do przerobienia i gotowe.
W międzyczasie oczekuję na nowe motki na wiosenny sweter i próbuję sobie zdecydować, który pomysł najbardziej przypadł mi do gustu i powinien jako pierwszy pojawić się na drutach: sweterek z ażurem, sweterek warkoczem czy... kolejny sweterek. Cóż za dylemat. Haha...

piątek, 10 kwietnia 2015

Holst i Chłopaki od Anansiego

Od wczoraj na niebie prawie ani jednej chmurki. Z samego rana słychać zza okna ptasie radio. (A zaraz potem koszmarne odgłosy wielkich, mechanicznych potworów - budowa tuż za płotem, z każdej strony. Grrr!)  Wiosna to moja ulubiona pora roku i mimo śniegu i gradu w miniony weekend ja dziergałam sobie swoją. Faza 'dziewczyńskiego' koloru czyli różu ominęła mnie skutecznie jako mini człowieka. Trwała sobie długo, aż do tego roku. Jak zobaczyłam kolor Opera włóczki od J.Asselin to przepadłam. Planowałam chustę z jednego motka, a teraz po głowie chodzą mi swetry... Potem zaczęłam się rumienić do pastelowego różu Shy od DiC (Ah ta Aurora od Pikotka). W międzyczasie kupiło mnie metalowe pudełko cukierków w kolorze 'neon pink/magenta', w którym obecnie trzymam markery itp. A potem nabyłam kalendarz w naprawdę babskim odcieniu. 
Do loopa pojechałam po siwy i grafitowy, a jako, że te kolory wychodzą jako pierwsze to na mnie już nie poczekały. Za to zamiast tego ja też wyszłam... z różowym. Kolor oczywiście nieco inny niż w rzeczywistości, ah te moje 'umiejętności' fotograficzne, haha. (gdyby kogoś ciekawiło- to kolor Redcurrant)
I tak sobie pomału knituję od świątecznego weekendu w takim właśnie bardzo dziewczyńskim kolorze. Z tęsknoty do chust próbuję coś wydumać, czego jeszcze nie miałam, a z niechęci do lewych oczek działam tylko na ściegu francuskim. Ale jakie to mięciuchne, jak poduszeczka! ;)

Akurat w tym roku coś mi nie po drodze z czytaniem. Dwie książki doczytałam do połowy, trzeciej nawet nie otworzyłam przez dwa miesiące. Widocznie musiałam trafić na coś naprawdę ciekawego. Pan Gaiman spisał się wyśmienicie i dzięki niemu mogę dopisać sobie na listę przeczytanych "Chłopaków Anansiego". Jakoś nie przepadam za fantasy we współczesnych realiach, ale twórca "Koraliny" to już co innego. Teraz inaczej patrzę na pająki [Ah, Spider...] i guziki. Polecam i już.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Desert Rose

Czasem w głowie pojawia się pewien projekt. Oczywiście w sąsiedztwie wielu innych, mniejszych lub większych. Jednak ten jeden, konkretny ma w sobie jakąś moc. Po prostu trzeba nagle rzucić wszystkie inne, kupić specjalną włóczkę i działać na już. I taki właśnie był mój ostatni sweter. Wizja w głowie była tak klarowna, aż niemalże namacalna. Wystarczyło tylko pojechać do loopa, zgarnąć wszystkie dostępne motki w odpowiednim kolorze i działać. Trochę raglanu, morze dżerseju, wielki pas z przeplatankami i powrót do 'prawe, lewe' dniami i nocami. W międzyczasie odpoczynek na rękawie dziergany gdzieś w autobusie.
A jeśli sobie wymyślę to tak ma być. Co z tego, że moja przygoda z graftingiem [aka kitchener stitch] miała miejsce jedynie przy kilku oczkach w lopapeysie i górze kociej czapki. Teraz to było coś. Lekko ponad 250 oczek do zszycia. I tak po prawie dwóch miesiącach drutowania, ponad 2h zszywania, godzinie samego nabierania oczek mogłam wrzucić swetrzycho do jaśminowej mikstury i wreszcie zacząć nosić.
Dawno marzyłam o ogoniastym, im większym tym lepszym. Mimo, że rozmiar jeszcze nie ten to i tak jestem z niego dumna i już. 

Grad pojawiał się niemalże codziennie prawie od tygodnia. Wolne dni i wyschnięty po dwóch dniach sweter idealnie nadawały się na sesję zdjęciową. Wszak słońce czasami raczyło wyjść zza chmur. Ale temperatura i wiatr... to już co innego. Kiedy tylko wyszłam i poczułam, że na głowie robi mi się miotła a zdjęcie płaszcza będzie wyzwaniem większym niż się spodziewałam, zawróciłam na pięcie do domu. I tym razem foty odbyły się w pokoju, a co tam.

Przesypując piaskowe oczka stworzyłam swoją małą wełnianą pustynię. Z kawałkiem pustynnej burzy i śladami po wężach. 
I oto jest, moja Pustynna Róża (Desert Rose*).
Z mankietami pasującymi do plisy i paska.
Z długością idealną dla swetra.
Z małymi zakładkami.
 
 Ze sporą porcją przeplatanych oczek (w każdym rzędzie paska). 
Z domieszką podwójnej porcji ryżu.
I wielkimi przodami. I plisą na około calutkiego swetra...
Czyli jak to mówią 'koc z rękami'.



projekt: Desert Rose
wzór: Desert Rose [mój własny z głowy]
włóczka: Filcolana Peruvian H.W. - 12,5 motka; kol. 978
druty: 5 mm; 4.5 mm i 4 mm


Tyle na teraz ze swetrami. Ale przyznam się, że już mnie ręce świerzbią, aby nabrać oczka na jakieś wiosenne/letnie kardigany. Jak uporam się z chustą (póki co ledwo zaczęłam i pomysłów brak) to zacznę działać. No... chyba, że nie wytrzymam i poddam się wcześniej pięknym ziołowym pastelom z zeszłego roku.

* dla wtajemniczonych mniej lub bardziej- inspiracja jednym z najlepszych muzyków - Stingiem.
Polecam zarówno tą konkretną piosenkę jak i całą resztę. ^^