Kocham kolory. Najróżniejsze. Uwielbiam te wszelkie dziwne, nie do końca oczywiste, zamglone, rozmyte. Ale czasem potrzebuję czegoś mocniejszego. I do tej grupy zaliczam cudownie głębokie czerwienie, ciemne petrole i turkusy czy... lisi pomarańcz. Wszelkie jesienne żółcie i rudości, ah. Potem to wszystko przenosi się na włóczki. Zeszłej jesieni udało mi się zapolować na kolor soczystej dyni. Bardzo ładnie wpasowałam się więc z ówczesną robótką w porę roku. Następnie stało się tak, że przypomniałam sobie o swojej miłości do lisów i odtąd każde skojarzenie było w kierunku tych pięknych zwierzaków. Zaczął powstawać sweter.
Obowiązkowo musiały się pojawić warkocze, mini przeplatanki, a dla dopełnienia całości całkiem spora porcja teksturowa.
Wyszło cudownie! (uwaga sporo zdjęć- na stronie projektu jeszcze więcej...)
Przedstawiam Wam mój Kitsune pullover.
Nie chcę się chwalić, ale uwielbiam ten sweter. Ma wszystko co tak bardzo wielbię - jednolity kolor podkreślający faktury, sploty i wzory. Żywy sam w sobie, dzięki czemu robi się ciepło od samego patrzenia. Do tego sweter zaprojektowałam z odpowiednio dużym luzem, aby było jeszcze wygodniej i przytulniej, ale tak aby jednocześnie nic nie fruwało i nie podwiewało.
Długi ściągacz na dole, te krótsze na rękawach z bliźniaczym na dekolcie, który też jest idealny- wszak golfy czasami cisną za mocno, a na zimę najpotrzebniejsze są jak najmniejsze wycięcia.
Pełno tekstury na przodzie, ale aby nie przekombinować i utrzymać w równowadze cały projekt, pojawia się ona jeszcze tylko w kawałku na rękawach.
Prosty tył, ale z tym czymś, do pięknego kompletu z przodem.
Z włóczki mojej ulubionej w tej grubości - Peruvian od Filcolany. [ale o tym mogłabym pisać godzinami, chyba powinni mi zacząć płacić za reklamę, hihihi]
Zdjęcia w listopadzie miały być z założenia jesienne, ale zaczęło się już robić bardziej zimowo. Do tego okropnie wietrznie i ponuro. Brak odpowiedniego światła zrobił swoje i na nic rozwiany włos, skoro piksele rządzą. W końcu po kilku (nastu?) tygodniach wyszło słońce i nadszedł odpowiedni dzień. Powtórzyliśmy lisią sesję.
Jestem z mojego udziergu dumna i jest mi z tym dobrze. ;) W zasadzie to też z siebie, bo przecież to kolejny sweter, który wyszedł spod moich rąk. A łatwo nie było, szybko tym bardziej. Ale kiedy go ubieram, zapominam o wszelkich problemach przy dzierganiu. I tak ma być.
Gdybyście chcieli wydziergać podobny to zachęcam gorąco.
Wzór jest już dostępny w sklepiku na ravelry (z promocją na początek).
A pod tym guzikiem z czasem można będzie podglądać inne wersje wydziergane z tego wzoru.
A pod tym guzikiem z czasem można będzie podglądać inne wersje wydziergane z tego wzoru.
Dziękuję moim wspaniałym testerkom, bo wszak bez nich chyba nie dałabym rady! ^^ I brawa dla wszystkich, którzy dotrwali do końca postu.
Pomału chyba będzie czas przestawiania się na cieńsze włóczki. Już nie mogę się doczekać.
Pomału chyba będzie czas przestawiania się na cieńsze włóczki. Już nie mogę się doczekać.