Tym razem będzie 'Back to new, old green', czyli powrót do nowego, starego zielonego. :) Dawno temu i nie prawda, po gimnazjalnej fazie błękitu [tak, wszystko! miałam błękitne... łącznie z tuszem do rzęs i bielizną] przeszłam przez czarności do wojskowych odcieni zieleni. Faza się skończyła, nastąpił po niej całkowity misz-masz wszystkiego. Na całe szczęście nie ubieram się już tylko w jednym kolorze [a może i nieszczęście, bo zdarza mi się wyglądać prawie jak klaun, haha] więc mam zdecydowanie większe pole do popisu. Od dłuższego już czasu na podium są czerwienie, fiolety i turkusy a od tego niedaleko w końcu do zielonego. Ale tym razem w nowym, szmaragdowym wcieleniu *kolor lekko przekłamany, chlip. I taka jest moja aktualna robótka.
Idąc za radą kilku z Was, złamałam się i postanowiłam wrzucić na druty kolejne włóczki. Jak wspominam swoje nerwy i tą pustkę, brak weny i okresy wszystkiego na nie, zaraz po skończeniu jedynego wytworu, to aż strach się bać. Chcąc tego uniknąć następnym razem, od teraz dziergam dwie rzeczy 'jednocześnie'. Przecież naraz ich nie skończę, więc mój plan powinien się udać, co nie?
Minus, że obydwie przyrastają znacznie wolniej, bo zaledwie po kilka rzędów, albo jedna z nich śpi sobie kilka dni, kiedy druga rośnie zamiast niej.
Ale tuptam nóżkami, bo złamałam swoją kolejną zasadę- kupowania włóczek po wykończeniu obecnych- i jestem bogatsza o nowy motek, który planuję dołączyć do zeszłorocznych. Pomysł się klaruje i już nie mogę się doczekać kiedy zacznę kolejną robótkę.
Także jeszcze kawałek zanim pochwalę się nowościami, więc trzymajcie kciuki!