niedziela, 16 listopada 2014

Rękawki skutkiem Ravmanii

Mam swój nałóg. Oczywiście nie jeden. Na pierwszym miejscu jest herbata i włóczki. Do tego musi być dzierganie i dobra muzyka. Ostatnio wiele się słyszy i widzi o uzależnieniu od 'fejsa' [facebook, brrr...]. Zwykle dziwię się temu ogromnie, ale teraz ja mam coś podobnego. Nazywa się to po mojemu 'ravmania'. ;) Czyli przesiadywanie na Ravelry. Odwiedzam go z częstotliwością pewnie porównywalną do ludzi uzależnionych od fb. Odświeżam setki razy, bo może ktoś polubił ciekawy projekt, może coś nowego wydziergał i tak w kółko. Przemierzam oceany stron z pracami z danej włóczki, albo z różnymi wersjami konkretnego wzoru. I takim sposobem rośnie moja strona faworków, czyli ulubionych dziergadeł. O dziwo prawie wszystkie są tak jakby w kolejce do zrobienia... 
Skutkiem ubocznym mojego nałogu jest pierwsza para rękawków. Ktoś polubił, ktoś zrobił, mi wrzuciło na faworki od przyjaciół i już. Długo się nie zastanawiałam. Wzór łatwy, darmowy, błyskawiczny. Do tego małe zużycie materiałów i pretekst do kupienia kolejnych motków, które za chwileczkę i tak zostaną zużyte. ^^ 
Sam 'design' urzekł mnie od pierwszej sekundy. Żywcem wyjęty z dawnych czasów.
Konstrukcją i nazwą przypomina mi całkiem rękawki dla wiktoriańskich farmaceutów albo kobiet z minionych epok, w pięknych obszernych sukniach i szalach.

Kolor tej włóczki jest naprawdę dziwny [co już zdążyłam wspomnieć]- ostatnio ukazał się jako brąz, dziś natomiast wolał zostać szarakiem.

włóczka: Filcolana Peruvian Highland Wool- kolor 973, 58g
druty: 4mm KP

Mam więc w swoim dorobku już ze trzy takie wzory, które robiło mi się doskonale. Ciągle kusi, aby zrobić je kolejny raz. Tylko co ja z tym zrobię? Póki co wygrywa moja niechęć do tworzenia tego samego kilka razy. Wszak w kolejce czeka tyle nowych projektów. ^^

A Wy macie swoje internetowe uzależnienia?
Fb, Rav, a może co innego?

czwartek, 13 listopada 2014

Dzierga się i czyta

Naginając czasoprzestrzeń [kolejny raz] udajmy, że dziś nadal jest środa. Dzięki temu jest teraz chwila na pokazanie kolejnego odcinka akcji z Maknetą.
O dziwo u mnie cichutko i krótko, bo jak siądę do książki to na chwilkę. Zwykle wolne przeznaczam na druty, za każdym razem. :) I tak zamiast czytać "Jane Eyre" to dziergam. Po skończeniu Bamboszków Sowiej Wróżki pogrążyłam się ponownie w pracy nad czerwonym swetrem. Przybywa sobie powoli, ale póki co nigdzie mi się nie spieszy. Do świąt zdążę. Inaczej sprawa ma się z tajemniczym udziergiem, który tyle czekał na zapięcie- i czeka nadal. Ilekroć nie siadłam do ręcznego wszywania suwaka musiałam zaczynać od nowa. A to krzywo po jednej stronie, a to po drugiej, nagle kawałek dobrze, a potem hop i zbyt blisko ząbków. Póki co dałam sobie spokój, bo moja frustracja rosła z każdym kolejnym podejściem. Zamiast tego zrobiłam swój pierwszy ocieplacz na kubek, który dziś poleciał hen hen daleko i pochwalę się nim jak obdarowana da znać, że doszło. Oczywiście według własnego pomysłu, całkowicie improwizowanego, nawet bez obliczeń, próbek itd. Przy okazji nauczyłam się i-cordowych sznurków, które już bardzo polubiłam. Stąd plany nabycia skrpetkowych drutków, bo ileż można przesuwać 3 oczka na żyłce.

Przy okazji wczorajszego spotkania z Caitlin w MagicLoopie nabyłam kolejne motki i dziś mam skończone specyficzne 'łapki'. Dziś w południe udało mi się ustrzelić im zdjęcie, gdzie widać ten dziwny nieokreślony kolor, taki nieoczywisty. W zależności od światła bardziej szary lub brązowy. Jak ja lubię takie szybciutkie robótki. ^^


A przechodząc do książkowej części posta informuję iż w najbliższej przyszłości zabieram się za "Rany Kamieni" Simona Becketta. Mały odpoczynek od 'spokojnej' obyczajówki. Bo cóż to za emocje kiedy nikt nie ginie? hihihi...

edit: Czytanie "Jane Eyre" skończone, co śpieszę donieść. Dla fanów klasyki i dawnych powieści polecam. Ja lubię ją za ten lekko mroczny, szary i zamglony, wiktoriański klimat. (przymykam jednak oko na wielką miłość do człowieka lekko ponad 20 lat starszego, którego zna się kilka tygodni...)


Czytaliście którąś z tych książek?
Co o nich sądzicie?

niedziela, 9 listopada 2014

Mopostopy

Mopostopy (lub Mopy na Stopy)- taki wspaniały komentarz usłyszałam kiedy pewnego dnia pokazałam cóż zamierzam wydziergać. :) Miłość moja do tego projektu bynajmniej przez to nie zmalała, a nawet zaczęła rosnąć. I tak z każdym dniem. Aż znalazłam odpowiednią włóczkę, wenę i czas. To nic, że jestem fanem chodzenia na bosaka, najlepiej nawet bez skarpetek. Ale kiedy zima schładza wszystko po drodze, bamboszki w sam raz przydadzą się na zimne wieczory. W trakcie tworzenia pierwszego bucika moja fascynacja do tego wzoru rosła z każdą chwilą. Po każdej skończonej części nie mogłam się doczekać kiedy zabiorę się za kolejną. Nawet genialnie mi się zszywało, a wrabianie 204 frędzelków było super przyjemnością i czułam, że mogłabym tak bez końca. I w końcu to był chyba wreszcie projekt bez żadnego prucia! Bez ani jednego błędu! :) [no chyba, że coś przeoczyłam] Nie obrzydło mi nawet całkowicie ręczne filcowanie.

Po dwóch dniach schnięcia i kolejnych dwóch deszczowych, dziś znalazłam światło dzienne do pstrykania zdjęć. (przymknijcie proszę oko na cudowną 'ostrość' i zmieniony kolor... nijak ostatnio nic nie chce z tego wyjść, makro takie, owakie, światło takie owakie... chyba mam parkinsona... :/ )
Kto mnie zna, mniej lub bardziej, wie, że jestem miłośniczką sów. OvO Nie mogąc się zdecydować między szarym a beżowym sięgnęłam po taki sowi kolor. Coś między Puszczykiem a Uszatką.
 Buciki sowiej wróżki, zdobią teraz moje nóżki. XD


projekt: Owl Fairy
włóczka: Drops Eskimo- 4 motki
druty: KP 8mm

Wróżkowe butki pokochałam zanim zaczęłam je robić, a teraz noszę ję całymi dniami. ^^ Czasem przyłapuję się, że piskam i świruję z zachytu jak Stephanie na swoim filmiku: "mooonkoooosaaas....". :D Reszta wzorów od TOK [Tiny Owl Knits] też mnie oczarowała, kiedyś kupię książkę i zrobię z niej wszystko. To moja ulubiona projektantka.
Uwielbiam w moich bamboszkach wszystko! I jestem załamana, że nie mogę na zdjęciach pokazać jak pięknie się prezentują naprawdę. Ale uwierzcie na słowo, są bajkowe. Oczywiście dla fanów wróżek, elfów, trolli itp. magicznych kreaturek, albo dla miłośników frędzelków. Ja zaliczam się do jednych i drugich, więc moja radość i duma jest podwójna. Stąd zero skromności w dzisiejszym poście. ;)

A może próbuję się pocieszać po stracie zębowej ósemki? Chirurgiczne usuwanie zatrzymanego zęba z rozcinaniem i zszywaniem dziąsła to... koszmar, kiedy uczulenie mija po pół godzinie. Chodzenie z bólu po ścianach to mało. Oszczędzę opisu dodatkowych atrakcji.

Tymczasem pozdrawiam was słonecznie, siedząc w moich wróżkowych butkach i śmigam po loda- jedyny plus zaleceń po zębowych zabiegach. 

Macie swoje wełniane bamboszki? 
Czy stawiacie raczej na tradycyjne, sklepowe kapciuchy?

piątek, 7 listopada 2014

Prawie jak Kot z Cheshire

Któregoś razu postanowiłam sobie nie kupować nowych włóczek, jeśli nie skończę obecnego projektu. Kolejne motki miały być nabyte tylko jeśli zużyję te zalegające w domu. Nie licząc oczywiście akrylowego obrzydlistwa. :p Do tego doszedł szlaban na zaczynanie kilku robótek naraz, więc jakiś czas było fajnie. Jedna rzecz na drutach [no ok, góra dwie] a potem mogłam sobie buszować w sklepowych półkach z włóczką. I tak do chwili aż pojawiły się problemy ze sweterkiem na trójkach, który robiłam kilka razy i w efekcie po spruciu kuleczki czekają na wiosnę. Potem doszło Arroyo, to które mnie tak zauroczyło, że rzuciłam się jak szczerbaty na suchary. Miała być chusta- ale najpierw był sweter do kończenia. No i kolejny. Zaczęło robić się zimno, a większe projekty mnie zmęczyły, więc zabrałam się za czapki. Motki chustowe dalej leżą, bo teraz już potrzebuję grubaśnych nitek. Obok śpią zapasy na kolejne duże projekty... zaczęło mnie to dręczyć, szczególnie kiedy musiałam dokupić materiały na prezentowy udzierg (który nota bene miał powstać właśnie z tych co mam, ale za dużo było zachodu z ciągłym przeliczaniem wzoru), więc skutkiem tego znowu jestem otoczona z każdej strony.
Za dużo, za dużo! [wiem... włóczek nigdy za dużo, ale jeśli zaczynają na mnie łypać 'zrób ze mnie coś wreszcie, jestem ważniejsza niż to co aktualnie robisz!' to trochę mnie skręca]
I tak oto chcąc uszczuplić chociaż trochę zapasy zrobiłam resztkową czapkę.

Kocią! ,,,^..^,,,

Zaczynając od pozostałości z Kagami zrobiłam sobie zwykły ściągacz. Dalej bawiąc się w paski wciągnęłam w projekt stare Arroyo, złożone podwójnie.
 Aż dziergając sobie na pół bezmyślnie dobrnęłam do końca i stałam się kotem.
Z bandą ekstra głupich min! 
Ja nie wiem czemu jedyne 'ostrzejsze' [czyt. nie całkowicie zamazane] zdjęcia są jedynie te z wygłupami?
Zważając na turkusowe barwy włóczki i te przeplatające się paseczki przyszedł mi na myśl nie kto inny jak Kot z Cheshire! I te uszy, ah. :) 
Czasami nachodzi mnie ochota na jakiś mniej poważny udzierg. W końcu i tak "Wszyscy tutaj jesteśmy szaleni".
projekt: Almost Cheshire
wzór: z głowy, inspirowany jakimiś zdjęciami 'Japan style'
włóczka: Filcolana Peruvian Highland Wool, Malabrigo Arroyo (Vaa)
druty: 3.5 mm, 4.5 mm KP

Mam więc w tym roku, póki co trzy czapeczki. Ale żadna jeszcze nie grzeje mnie przyzwoicie. Powinnam więc opracować coś naprawdę epicko grubego! I koniecznie rękawiczki i jakiś komin. Wiecie, że mam jedynie starego akryla? Dlatego jak widać chodzę w chuście. Do czasu... ;)

Dziś miałam cykać sesyjkę domowym bamboszkom, na podłożu z bluszczu... ale pada deszcz. Ah, przynajmniej dalej sobie podziergam.

środa, 5 listopada 2014

Książkowa środa

Zaczynając od początku [haha] donoszę iż nadal dziergam. Blogowa cisza spowodowana jakąś niechęcią do aparatu i brakiem światła, czyli nadchodzącą zimą. Skoro pogoda robi się iście 'północna' winnam mieć już sporo mocno grzewczych dodatków. A tu ni widu ni słychu poza tamtymi trzema czapkami- ostatnia do sfocenia. Skandal! Zważając na moje super skrajne odczuwanie zimna chyba czeka mnie dzierganie z 'super extra chunky bulky' włóczki i to pewnie w dwie nitki naraz XD chyba zacznę poszukiwania czegoś totalnie wielkiego i grubego, więc nie zdziwię się jeśli wyjdzie mi coś rodem iście z wybiegu high fashion. To w kwestii dodatków, bo sweter się w głowie robi, a nawet dwa, ale im dłużej siedzę z tą wizją to tym bardziej wydaje mi się banalna, nudna itd. W robocie aktualnie swetrzysko na szóstkach, które rośnie sobie naprawdę powoli, bo wbrew pozorom im grubsze druty, tym ciężej mi się z nimi pracuje. Dodatkowo zważając na inne pilne sprawy na już, jak np. wykańczanie zapięcia poprzedniego udziergu, albo tworzenie domowych bamboszków.


Książkowo stoję w miejscu. Tak sobie dawkowałam "Jane Eyre" ze strachu przed zbyt szybkim skończeniem, że nie ruszyłam jej przez kilka dni. Ze skrajności w skrajność. A w kolejce czekają już kolejne dwie pozycje i ściga mnie pomału biblioteczny termin. Aj!

Chyba powinnam mniej spać, a jeszcze więcej dziergać, szczególnie, że zaczęły śnić mi się niewidzialne duchy albo wielkie muchomory.


W jakimś tam przyszłym czasie planuję oswoić się z aparatem, a w zasadzie 'zaadoptować' jakiegoś nowego. Szczególnie, że gwiazdka tuż tuż. ;) Póki co działam na siostrzanym sprzęcie, ale nijak dogadać się z nim nie mogę. W związku z tym byłabym wdzięczna za rady odnośnie czego szukać itp. Zależy mi przede wszystkim aby móc fajnie złapać ostrość- ręcznie (?), rozmazać tło, nie przekłamać [aż tak] kolorów i fajnie by było gdybym nie musiała robić wszystkiego jedynie na dworze lub prosto na parapecie. Próbowałam cudować z tym co mam, ale ni w rzyć ni w oko. Sukcesem jest ostre zdjęcie 1 na 10...
ah no i wiadomo, im taniej tym lepiej :p żaden pro ze mnie nie jest a fotograf tym bardziej, więc aparat będzie mi służył pewno jedynie na blogowe potrzeby.

Pomożecie? ;)