Mam kryzys. Dziewiarski... tak, tak, ponownie. (uwaga: same żale i w dodatku przydługo!) Coś zdecydowanie za często. Tym razem ciąży nade mną klątwa różowego swetra. Włóczka iście cudowna, bo nie dość, że miękka i połyskująca - baby alpaca i jedwab - to w dodatku w najróżniejszych odcieniach mniej lub bardziej pastelowego różu, lawendy i bzu. Cud miód, żyć nie umierać.
Pomysł w głowie narodził się podczas powrotu z pracy i całą drogę obmyślałam co i jak. Musiałam zacząć już, natychmiast a nawet i na wczoraj. Na początku szło całkiem gładko i przyjemnie, ale im dalej w las tym bardziej sweterek pokazywał rogi. I tak już ciągnie się nasza wspólna przygoda jakieś 2 miesiące. Nie żartuję! Nie pasują otwory na rękawy - dobra, prucie dwóch dni roboty i naprawiamy. Potem prześladowało mnie mieszanie motków, które w każdej z testowanych opcji nie wyglądało tak jakbym oczekiwała. Trudno.
Czas na rękawy. Super, ślicznie, aż do końcówki, która za każdym razem okazywała się za luźna. Przeliczenia, zmiana drutów (z 3.5 mm na 2 mm) i jeszcze raz. I kolejny i może następny. Niespodzianka? Dalej źle! Prucie rękawa do zera, nie zliczę ile już razy poprawianego. Przynajmniej drugi poszedł całkiem gładko i miałam już na czym bazować.
Wielka radość, to już wygląda jak sweter, wydapada teraz zabrać się za porządniejsze na przymiarki, bo należy sprawdzić dekolt na człowieku. I co? I nic! Pierwotny plan, ten najpiękniejszy legł w gruzach. Płacz i zgrzytanie zębów. Do tego przydałoby się jednak jeszcze n-ty raz poprawić dół, a nawet przedłużyć.
I takie są obecnie moje dziewiarskie przygody. Na pocieszenie dłubałam w międzyczasie skarpetkę - aż wstyd się przyznać kiedy zaczęłam. Jedna zajęła mi kilka miesięcy, a tak mi się opatrzyła, znudziła i zaczęła mnie wnerwiać, że zrobiłam z niej taką ledwo do kostek... na drugą nie mam siły.
Zmieniłam taktykę zastosowałam terapię zakupową i jestem bogatsza o kilka motków przepięknej włóczki tj. np. łupów Mirelli z Drutozlotu, nagrody pocieszenia ode mnie dla mnie od MissMothballs no i czekam na zgaszone... róże od 7oczek.
Co zrobić? Jak żyć?
Kryzys minie. Przyjdzie taki czas , wena twórcza nas dopadnie i nie wiadomo kiedy powstanie "coś" co zachwyci i powstanie ten wymarzony i niepowtarzalny projekt. Czekam cierpliwie w co zamienisz Agatko te śliczne moteczki.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Oby jak najszybciej! :)
UsuńMam nadzieję, bo nerwy zjada mi jak czarna dziura, ale liczę, że będzie warto chociaż w części.
Pozdrawiam!
Podziwiam za wytrwałość, że nie rzuciłaś projektu w kąt przy niepowodzeniach tylko walczysz dalej-na pewno efekt końcowy będzie powalający.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Sama się sobie dziwię - szczerze. Ale uparłam się no i muszę.
UsuńZa racji śladowych ilości wolnego czasu nie mam sumienia poświęcać go na inny projekt na rzecz tego, bo i tak jesień u progu a sweter jeszcze wiosenny.
Ściskam!
Kryzys minie a jak wena przyjdzie to nie nadążysz z dzierganiem:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:) oby. Chociaż jednocześnie nie mogę się tego doczekac ale także się boję.
UsuńDzielna jesteś i dasz radę :) Niektóre swetry robią się same, nad innymi trzeba więcej popracować, a w ogóle przy tworzeniu z głowy prucie jest najnaturalniejszą częścią procesu. Będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńPS. Włóczka śliczna (to ta pociągowa?)
Dzięki! Ogromniaste!
UsuńTak - to dokładnie to samo, taka byłam dumna, że pół rękawa w pociągu zrobiłam, a potem klops, od zera. Ale oby się opłaciło. :)
Nie poddawaj się, w końcu dasz radę. Nie ma opcji, żeby tyle pracy i taka piękna włóczka nie dały oczekiwanych efektów. Do boju!! :)
OdpowiedzUsuńChyba póki co najbardziej męczący i męczony sweter w mojej 'karierze', a jednocześnie najprostszy. XD
UsuńDzięki!
Jaka to włóczka?Cudna jest.Asia
OdpowiedzUsuńTo baza "Dew" od Magdaleny Wolff, która farbuje włóczki "Wolff&Schaffe". :)
UsuńA. uszy do góry, jak coś nie gra może warto to na chwilę odłożyć. Nie wiem, zmusić się do skończenia skarpet? Zacząć nowe? Usiąść do maszyny? To jak w związku, czasami przychodzą ciężkie chwile i trzeba od siebie odpocząć by potem móc na luzie wracać :-) wyszła mi z tego jakaś tania psychologia dziergania ale cóż... życie w gruncie rzeczy jest banalne i kieruje się banalnymi prawami.
OdpowiedzUsuńTeż racja, ale jeśli nie dzierga się 4 dni pod rząd, a po powrocie do drutów nadal nic nie lepiej to aż serce się kraje. I odechciewa się nawet skarpetek. Ale liczę, że może swoją żółtą włóczkę zaraz zacznę na nowe skarpeciochy i jakoś pójdzie.
UsuńDziękuję! <3
Jestem pewna, że sweter będzie piękny. A piękno rodzi się nieraz w bólach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMam nadzieję! Otóz to, dziękuję!
UsuńI ściskam!
Ale już bliżej niż dalej, głowa do góry!
OdpowiedzUsuńNo tak, racja! W sumie największa część za mną, więc jakoś to będzie.
Usuń:)
Dzięki!
Nie zazdroszczę pracy, ale gratuluję wytrwałości :) Sama ostatnio dwa tygodnie poprawiałam jedną plisę przy swetrze :P
OdpowiedzUsuńDobrze, że ktoś jeszcze mnie rozumie :)
UsuńJa teraz sobie zrobiłam małą przerwę od tego swetra. Na spokojnie - jak skończę, to skończę.