A kuku! Witajcie ponownie! Cóż za niespodziewanka, czyż nie?
Przygotujcie sobie coś ulubionego do picia, bo będzie długo i zapraszam do czytania.
Pozwólcie, że pominę jakiś zbyt długi wstęp co, jak i dlaczego aż tyle trzeba było czekać na nowy post i przeskoczę do rzeczy ważnych i ważniejszych.
Sporo czasu minęło i nawet sama się zagubiłam w tej pajęczynie minionych miesięcy (oh... lat).
Zacznijmy od tego, że jak można się domyśleć naprodukowałam niemało drutowych (i nie tylko -
o czym za chwilkę) cudeniek. Wiele z nich pokazywałam już na Ravelry i moim instagramie, stąd pytanie czy macie ochotę poczytać o nich więcej? Skąd brałam inspiracje, jakie miałam z nimi przeboje, jak mi się je nosi czy co tylko Wam przyjdzie do głowy. Czy może nie ma to już najmniejszego sensu i lepiej skupić się tylko na moich przyszłych projektach?
o czym za chwilkę) cudeniek. Wiele z nich pokazywałam już na Ravelry i moim instagramie, stąd pytanie czy macie ochotę poczytać o nich więcej? Skąd brałam inspiracje, jakie miałam z nimi przeboje, jak mi się je nosi czy co tylko Wam przyjdzie do głowy. Czy może nie ma to już najmniejszego sensu i lepiej skupić się tylko na moich przyszłych projektach?
Proszę, podzielcie się swoimi myślami w komentarzach.
A tymczasem, dla odmiany... coś szyciowego! Kto mnie podczytywał, ten wie, że kiedyś szyłam pełno robótkowych woreczków. Od dawna tworzenie ubrań pałętało mi się po głowie, ale zbrakło odwagi. Nie liczę dwóch "strojów" na Larpy 10 lat temu wstecz, bo jak wyszły to wstyd i hańba. Nie lubię uczyć się na prostych rzeczach typu poduszki, ściereczki czy inne rzeczy, które mi się nie podobają i nie będę ich używać. Umówmy się, w woreczkach zostajemy jednak na etapie prostokątów i suwaka... Wszędzie straszą, że ciuchy trudne, że można sobie zaczynać od zszywania 2 części i voila spódnica/bluzka gotowa. Tylko kiedy zupełnie nie taka, która śni się po nocach! I po co się czymś takim zajmować, można przecież w tym czasie dziergać. I tak sobie odwlekałam całą przygodę aż do zeszłego roku. Coś mnie tknęło i już. Cóż więcej chcieć?
Jeśli dobrze pamiętam, zaczęłam od Spódnicy Luzackiej ze wzoru Joulenki. W międzyczasie powstał top Ogden Cami od True Bias do spania (z racji użytego materiału i koloru, który przestał mi się podobać) oraz galotki z kieszonkami, które przekazałam w dobre ręce, bo przestrzeliłam rozmiar. Cóż. Całe 3 usztyki musiały mi wystarczyć, wena spakowała walizki i się ładnie mówiąc wyniosła.
Czas sobie leciał, ja dziergałam, projektowałam a tu nagle bach! Minął rok i cwana bestia wróciła.
I kazała mi natychmiast szyć sukienki! Wyobrażacie to sobie? W oczekiwaniu na tkaniny uszyłam jeszcze białą ogdenkę i się zaczęło.
I kazała mi natychmiast szyć sukienki! Wyobrażacie to sobie? W oczekiwaniu na tkaniny uszyłam jeszcze białą ogdenkę i się zaczęło.
W chwili obecnej prawie całe dwa (pierwsza czeka na suwak i wykończenie dołu + rękawy) sukienkowe cacuszka wiszą sobie w szafie i czekają. Co chwila podoba mi się coś nowego i kolejka się wydłuża. Niestety maszyna uznała, że ma dość i zamiast ściegu prostego szyje mi robaczki jak zamroczona. Wróciła z serwisu, ale wcale nie czuje się lepiej. Teraz czekam na opinię z drugiego
i prasuję moje piękne lny i wiskozy w międzyczasie myśląc nad wzorami.
i prasuję moje piękne lny i wiskozy w międzyczasie myśląc nad wzorami.
Po tym przydługim monologu zapraszam Was na ciuchowo-szyciową premierę!
Przedstawiam Hunter Tank Top od Jennifer Lauren. W zestawie z ukochaną spódnicą, kupioną ileś tam lat temu. Ale jak tylko znajdę podobny materiał to uszyję swoją wersję, o!
Prześliczna, romantyczna tkanina pasuje idealnie do tego wzoru, a dodatkowo do wielu ubrań
z mojej garderoby. Tym razem wybrałam len z wiskozą (w mieszance po 50%), jako krok wtajemniczający do szycia czystej wiskozy. Czysty len mam za sobą z racji drugiej sukienki i była to bardzo przyjemna przygoda, którą powtórzę lada chwila. Taka mieszanka była więc akurat - rustykalny wygląd i cechy lnu idealne na lato i piękne drapowanie wiskozy są dla mnie idealne.
z mojej garderoby. Tym razem wybrałam len z wiskozą (w mieszance po 50%), jako krok wtajemniczający do szycia czystej wiskozy. Czysty len mam za sobą z racji drugiej sukienki i była to bardzo przyjemna przygoda, którą powtórzę lada chwila. Taka mieszanka była więc akurat - rustykalny wygląd i cechy lnu idealne na lato i piękne drapowanie wiskozy są dla mnie idealne.
W zestawieniu z retro krojem wyszło cudeńko. W mojej wersji pominęłam kieszonkę, bo i tak zginęłaby wśród tego bogactwa kwiatów.
Jak zwykle długo wybierałam rozmiar, bo jednak w dzierganiu te kilka cm w jedną czy drugą stronę nie robią tak wielkiej różnicy. A z szyciem... za małe ciuchy nie chcą się magicznie rozciągać. Trochę z duszą na ramieniu tworzyłam ten, który wypadał mi z tabelki ale po pierwszej przymiarce okazał się strzałem w 10. Luzu mam akurat.
I tak jak robię multum próbek włóczkowych, tak tych szyciowych prototypów unikam jak ognia. Szkoda mi na nie czasu, a jak będą nie będą pasować to mam kogo obdarować. Win, win!
Nie mogę się nacieszyć jak pięknie wygląda z tą spódnicą! I nie tylko. Za chwilę druga bohaterka posta...
Szyło mi się bardzo przyjemnie i wzór mogę polecić z ręką na sercu. Mimo moich (jeszcze) skromnych umiejętności, dałam sobie radę. Wszelkie kłopoty podczas tworzenia wynikały jedynie
z materiału, który okazał się nie tak wspaniały do pracy jak sam sztywny len czy bawełna i tych przeklętych rożków. Ale kto by się nimi przejmował.
z materiału, który okazał się nie tak wspaniały do pracy jak sam sztywny len czy bawełna i tych przeklętych rożków. Ale kto by się nimi przejmował.
Do tego pierwszy raz wszywałam lamówki w rękawach, bo dekolty mam opanowane i nie było tak źle. Co ciekawsze mam jakąś dziką satysfakcję z samego prasowania tych wstążeczek, a z wycinaniem to już inna sprawa.
Zużyłam niecały 1 metr tkaniny i trochę nici. Nie potrzeba żadnych fizelin, guzików, sznureczków. Idealny i szybki projekt!
W czasie sesji zachciało mi się sfotografować i cały mój ręcznie robiony strój, więc pobiegliśmy na przebranie, ale cóż. Byłoby za pięknie, więc słońce postanowiło odpocząć i zrobić miejsce dla nadchodzącej burzy. Zwinęliśmy się do domu, a za pół godziny poprzednia pogoda wróciła. Szkoda gadać.
Dlatego te kilka poniższych zdjęć musi wystarczyć.
Oto krótka prezentacja Luzackiej Spódnicy z zeszłego roku. Cuda, proszę państwa, bo ma guziki
i kieszenie. Do tego piękny kolor i jest wspaniale wygodna. Tę uszyłam z podobnej mieszanki co top, ale w innych proporcjach - len/ wiskoza - 80/20%. Dalej zachowuje właściwości pierwszego surowca, ale cudownie się układa i delikatnie opływa sylwetkę. Zakochałam się w tej tkaninie i jej butelkowo-zielona wersja czeka już gotowa na skrojenie, jak tylko wymyślę co tym razem wyczaruję.
i kieszenie. Do tego piękny kolor i jest wspaniale wygodna. Tę uszyłam z podobnej mieszanki co top, ale w innych proporcjach - len/ wiskoza - 80/20%. Dalej zachowuje właściwości pierwszego surowca, ale cudownie się układa i delikatnie opływa sylwetkę. Zakochałam się w tej tkaninie i jej butelkowo-zielona wersja czeka już gotowa na skrojenie, jak tylko wymyślę co tym razem wyczaruję.
Moja ulubiona długość midi. Zaraz obok tych maxi. Nie dla mnie miniówki. ;)
I guziki, miłość wielka. Już widzę kolejną wersję do kostek. Ah.
I na dziś tyle. Tym postem chyba nadrobiłam ten cichy czas. Jeśli wena blogowa zagości na dłużej to bądźcie gotowi na wysyp szyciowy i drutowy.
Tymczasem dajcie znać co myślicie na temat nowych postów czy pokazywania zaległych projektów.
Do następnego!
Tymczasem dajcie znać co myślicie na temat nowych postów czy pokazywania zaległych projektów.
Do następnego!