Odkąd pamiętam zawsze ciągnęło mnie do północnych klimatów. Norwegia, Szwecja, Islandia itd. Surowy klimat, prawie całkowite odludzie, skały, mchy i Muminki. Mimo zerowej tolerancji na mróz i dogłębnym zamarzaniu nawet przy dodatniej, ale niskiej temperaturze, marzy mi się jakaś podróż na północ. Póki co sprawiłam sobie taki islandzki akcent na miejscu. Od zawsze byłam zakochana w ubraniach 'fair isle', w norweskich wzorach, w tych wielokolorowych żakardach. Jak zaczęłam już dziergać swetry, wiedziałam, że koniecznie, prędzej czy później muszę spróbować nauczyć się robić coś takiego. Jakoś podobnie czasowo trafiłam na bloga Ewy, gdzie już lopapeysa (tradycyjne swetry z islandzkiej wełny) całkowicie zawładnęły moim sercem. I tak powoli dojrzewała moja decyzja co do kolorów, wzorów mojego pierworodnego 'lopika'. A to, że pierwszy raz miałam robić sweter od dołu, ze wzorem wrabianym, a do tego potem go rozciąć bezpowrotnie... no to co. W końcu co to za tworzenie bez wyzwań i nowych technik, a im więcej tym lepiej.
O dziwo najgorsze w tworzeniu tego swetra było... robienie zdjęć, haha. Zimno, szaro i nic nie wychodziło. Tak naprawdę to obiekt wisiał w szafie gotowy już od połowy października.
Cóż więcej mogę napisać. Dziergało mi się super! Wreszcie nie było syndromu drugiego rękawa, bo musiałam najpierw zrobić oba, aby w ogóle móc zabrać się za najciekawszą część czyli karczek. Przymierzyć też się dało, więc dostosowałam go sobie całkowicie na swoją modłę. Dosyć porządnie wydłużyłam rękawy i korpus, bo zalecana we wzorze ilość cm gwarantowała mi wianie po nerkach albo i coś więcej. A zabawa w przeplatanie nitek okazała się nie taka straszna jak podejrzewałam. Ale tutaj chyba zawdzięczam to naparstkowi, bo bez tego też próbowałam i szło o wiele trudniej i dłużej niż z tym drucikiem. Jedyne co to męczyło mnie napięcie nitki, a raczej całkowity brak, bo musiałam robić naprawdę ekstremalnie luźno, aby wzór się nie marszczył.
Potem było zabezpieczanie razy trzy. Chyba bym osiwiała jakby mi się rozwalił mój pierwszy lopek, więc robiłam co mogłam. Tradycyjnie przeszyłam środkowe oczka nitką, potem jeszcze szydełkiem i włóczką, a na koniec zrobiłam dziwną hybrydę sama nie wiem czego i jak. Ale ważne, że działa!
Samo wszywanie zamka przyprawiało mnie o zawroty głowy, bo maszyny mnie nie lubią, więc musiałam działać ręcznie. A to krzywo z przodu, a to z tyłu, a to w ogóle jakoś dziko. I tak prułam od początku co najmniej 5 razy, ale uznałam, że idealnie być nie musi i kolejny raz dałam się ponieść igle i gotowe.
Kolory są cudowne- najbardziej urzekł mnie ten rdzawy i mszysty i wiedziałam, że koniecznie muszę wybrać właśnie je. A to, że tak się ładnie wtopiły tym bardziej na myśl przywodzi mi jakieś omszone już, mocno zardzewiały przedmioty, albo Puszczyka schowanego w leśnej dziupli.
Początkowo planowałam zrobić lopika z kapturem, ale pod koniec zrezygnowałam i jest dobrze. Szczerze to pod kurtką byłby niewygodny, a z kolei wyciągać go na zewnątrz to też nie do końca dobry pomysł, bo ani wygląda, ani nie byłby zbyt funkcjonalny (testowałam kiedyś z bluzami- zwykle po ściśnięciu się szalikiem i zapięciu kołnierza, tego kaptura zostawało zawsze mało i było niewygodnie zakładać go jeszcze na czapkę i pod kurtkowy kaptur).
projekt: Rusty Moss Lopapeysa
włóczka: Lettlopi
druty: KP 4 mm; 4,5 mm
Co do samej włóczki! Jeśli lopapeysa to tylko z islandzkiej wełny. Jest tak surowa jak same północne krainy i pasuje do takich swetrów idealnie. W dotyku jest raczej szorstka i dziabie niczym złośliwe chochliki, ale wygląda przepięknie. Jeszcze nie testowałam wiatro- i wodoodporności, bo od daawna za zimno dla mnie na chodzenie bez kurtki. W kwestii grzania też nie należy polegać na mojej opinii, bo jeszcze w niczym nie było mi ciepło w mrozy. Ale sądząc po opiniach użytkowników takich lopików to przeciętny człowiek będzie zadowolony.
Tutaj chciałam mocno podziękować Ewie i Wioli za pomoc i wsparcie. Naoglądałam się waszych cudownych udziergów i dzięki temu, że zniosłyście moje mailowe stalkowanie mam teraz własnego, islandzkiego dziabaka. ^^
Ja mam już swojego pierwszego lopapeysa,
ale wiem, że na pewno nie ostatniego. ^^
Przyznam się szczerze , że moja wiara w Ciebie była mocno wystawiona na próbę, chociaż wiedziałam, że sobie poradzisz, to jednak każde kolejne prucie ( 5! ) mocno mnie martwiły:)))) Jednak kciuki i pozytywne myśli słane w Twoja stronę dały zamierzony skutek i .....WOW!!!! Końcowy efekt przeszedł moje najśmielsze wyobrażenie na temat powstającego sweterka. Pięknie wykończony, pięknie włochaty i pięknie drapiący:))) Ja wiem, że można zrobić taki sweterek z każdej włóczki, ale tylko ta islandzka daje takie atrakcje wizualne , dotykowe też:)))) Ciesze się , że napisałaś , że to pierwszy w kolekcji , co daje szanse , że powstaną kolejne, ( to kiedy robimy następny?) Naprawdę , jestem pod ogromnym wrażeniem, i jak patrzę na Twój , to marzę o kolejnym , mam już nawet wzór , muszę tylko znaleźć trochę czasu i odrobinę pieniędzy:)))
OdpowiedzUsuńI to jak! Ja już tych 'pruć' później nie liczyłam... :p
UsuńDziękuję!!
No kiedyś na pewno zabiorę się za kolejny, ale tym razem grubszy, w innej tonacji i już bez suwaka. ^^ Aż chyba go dziś ubiorę w ramach akcji odczulania.
Cudeńko! Ja pierwszego lopika mam ciągle przed sobą, gdzieś w planach, ale twój wyszedł świetny! Kolory są zabójcze, a suwak, jak dla mnie wszyty idealnie. Nie wiem jak jest od spodu, ale najważniejsz że się nie bląfi ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapomniałam napisać, że ładnie go widać na zdjęciach. Piękna sesja!
UsuńDziękuję. :)
UsuńWażne, że działa, a liczę, że kolejne będą doskonalsze.
Pozdrawiam!
Tak sobie czytałam i oglądałam....i czytałam i oglądałam, że miło mi się zrobiło na sercu. A tak na poważnie sweter wyszedł bardzo łady. W takich skandynawskich kolorach "baśniowych", kolorach ziemi. Na pewno kolorystyka tej wełny jest bardzo bogata. Sesja zdjęciowa przepiękna.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
:)
UsuńTakie leśne kolory są zawsze piękne.
Oj, tak, Lopi ma bogatą paletę.
Dziękuję ^^
Piękny lopapeyas, co do ciepła, ja testuję i z czystym sumieniem potwierdzam cudowne grzanie tej wełny. Trzy razy w tygodniu wieczorami siedzę około 2 h w stajni i noszę mojego lopapeysa pod ciepłą kurtką, na szyi grubą chustę, nie pytaj jak wyglądam, ale cieplutko mi, z większą chęcią jeżdżę na te konie z córką. Ja tylko wiem ile się namarzłam w stajniach, to podgryzanie znika jak jest zimno i po jakimś czasie przyzwyczaja się skóra do tego masażu. Ja już wiem, że każda zima będzie w Lopi
OdpowiedzUsuńI o to chodzi. ^^ Ważne by grzało, a wygląda pewnie pięknie, wszak to lopapeysy. I to w dodatku w stajennych klimatach, które uwielbiam.
UsuńDo podgryzania mam zamiar się przekonać, a raczej z tym oswoić, bo liczę, że to nie ostatnio islandzki sweter. :)
Zakochałam się w Twoim swetrze i wybór kolorów chyba lepszy być nie mógł! Ale ta wełna całkiem mnie nie przekonuje :P
OdpowiedzUsuńMiło :)
UsuńNie wiem czemu, ale mnie mimo podgryzania jakoś zauroczyła.
A i szczęściem można zrobić sobie z czego się chce, więc czekam na Twojego wrabianego. :p
Amanitko droga!
OdpowiedzUsuńSweter piękny, wełna piękna, wzór piękny, no i Ty w nim najpiękniesza!
Dziękuję za sprawienie mi tej wielkiej przyjemności :)
Oj... spąsowiałam niczym muchomor ^^ Dziękuję...
UsuńSzczególnie, że gdyby nie Ty pewno nie odkryłabym islandzkich swetrów a co tu mówić o własnoręcznym ich dzierganiu.
Przepiękny! Kolory takie bardzo Twoje idealnie co ciebie pasują i wcale się dziwię że chcesz zrobić kolejny :-)
OdpowiedzUsuńWszak podobno jestem jesienią to i dobrze, że takie też lubię. :)
UsuńDzięki!
Halo to znowu ja :) zapraszam do mnie po wyróżnienie :)
UsuńWspaniały! Bardzo mi się podoba - doskonałe kolory i piękny wzór. Cudnie w nim wyglądasz.
OdpowiedzUsuńZdjęcia rewelacyjne.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję ^^
UsuńZdjęciom jeszcze wieeeele brakuje, no ale... kiedyś się dorobię sprzętu i podszkolę 'umiejętności' jeszcze bardziej a i nadwornego fotografa na to namówię. :)
Pozdrawiam!
Sweter wyszedł piękny, bardzo podobają mi się kolory, jakie wybrałaś! Też od dawna marzę o takim kardiganie, ale ja nie mogłabym nosić gryzącej wełny, nie ma siły!... Musiałabym odejść od kanonu i wybrać coś mięciutkiego, najmniejsze podgryzanie doprowadza mnie do szału i wysypki. Na szczęście to nie konkurs na najbardziej lopapeysowy sweter na świecie, mogę go sobie wydziergać, z czego chcę. *^v^*
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńA pewnie, że tak ^^ Ja się skusiłam, a sama się sobie dziwię- bo nie podgryza mnie tylko merynos [od malabrigo] i niektóre filcolanki- jeśli mowa o wełnach. Ale Lopi ma taki fajny, surowy, zimowo-leśny charakter, że musiałam spróbować.
Czekam na Twoją wersję- a ja za to kiedyś muszę zrobić sobie mini kardiganik, taki do retro spódnicy, którą kieedyś uda mi się w końcu uszyć. ^^
piekny jest! ale chyba bym nie odwazylas ie uzyc gryzacej wloczki bo pewnie bym tego nie nosila...
OdpowiedzUsuń:)
UsuńDobrze, że można wydziergać z czego się chce- polecam.
Oj, faktycznie, wygląda obłędnie pięknie! Chęć na lopka narasta teraz we mnie jeszcze bardziej. W swoim wyglądasz rewelacyjnie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki! ^^
UsuńWe mnie też- na kolejnego.
Pozdrawiam! :)
Bardzo ładny! i Superowo w nim wyglądasz! :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka, Marta
Dziękuję :3
UsuńŚliczny sweterek,i bardzo ładne kolorki .Bardzo twarzowy ,wyglądasz super.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ewa
Dziękuję ^^
UsuńBajeczny ten Lopapeysa! Marzę, że kiedyś też sobie zrobię ten sweter! I kolory takie jak lubię... Pięknie się układa :-) Tylko ja pewnie nie rozcinałabym, tylko zostawiłabym wkładany przez głowę, ale to już jest rzecz upodobań :-) Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńDzięki ^^
UsuńKolejny na pewno będzie już w wersji wkładanej.
Pozdrawiam! :)