Mam wrażenie, że dni uciekają mi przez palce. Czas leci jak szalony i jak zawsze tylko do przodu zamiast wstecz. Jestem już uzbrojona w jesienne 'trzewiczki', luzacki sweter zdobyty w mniej sieciowych sklepach, akurat na okres kiedy ten mój nie chce jeszcze zejść z drutów. Samotny motek peruwiańskiej wełny doczekał się w mojej głowie pomysłu na jego przeznaczenie. Plan i wzór już mam w myślach. Na dniach sprawię mu towarzystwo i zobaczymy, może uda się zrobić coś przynajmniej w miarę ładnego. Aby nie być aż taką tajemniczą [ah, tak bardzo...] wyjawię iż zamierzam przekształcić je w czapkę. O dziwo mam tylko jedną, w dodatku mimo składu niewiele mnie grzejącą. Starą i klimatycznie bardziej zimową niż jesienną... Druga należy bardziej do siostry, mimo iż uważam, że jest naprawdę śliczna w ogóle i w szczególe, tylko, że ja takich nie noszę. Zwykle [w 99% przypadków] chodzę w związanych włosach, dla wygody w tak zwanej przeze mnie pieszczotliwie 'cebuli', co jest niczym innym jak kokiem/ ślimakiem. I nijak nie dałabym rady upchnąć swojego włosiwa pod zwykłą, nie smerfetkową czapką...
Wyjścia nie mam, prawda? Muszę wydziergać kolejną. :)
Jesienny klimat zaczął ostatnio sprzyjać mocniej czytaniu niż robieniu na drutach. Chyba dlatego, że obecna robótka idzie jak krew z nosa, bo ileż można siedzieć przy jednym. Z kolei mój osobisty szlaban na rozpoczynanie nowych jak najmocniej uskuteczniam. W weekend wyskoczyłam nawet na pierwsze w tym roku grzybkobranie. Co ciekawe nie robiłam tego od naaastu lat, a tak naprawdę to w całym życiu miałam przyjemność może ze dwa razy. :p Z nagłego spontanicznego napadu tego właśnie pomysłu miejsce i godzina sprawiła, że był to raczej leśny spacer wokół drzewek, po mszystym dywanie wyrytym przez stadko dzików. Wróciłam do domu bogatsza o jadalne mini grzyby w liczbie sztuk dokładnie jedenastu. W lesie pięknie jak zawsze. :) Jedyne czego brakowało [prócz ciszy- bo nie ma to jak wypas wrzeszczących dzieci w środku lasu...] to muchomorki, które chciałam uwiecznić na zdjęciach i zobaczyć na żywo w jak największej ilości. Udało mi się upolować aż jednego! :p Ale liczę, że nie był to jedyny taki wypad, więc nadzieja zostaje. Polowanie na Amanity jeszcze nie skończone!
Wracając do czytania [toż to dzisiaj tradycyjnie książkowa środa]- mogę wpisać kolejną pozycję na listę przeczytanych. I ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu również udanych. :) "Jedyna szansa" jaką dałam H. Cobenowi została wykorzystana. Pierwszą połowę przeczytałam na spokojnie, bez większych nadziei, męczących chwil i nerwów sugerujących odłożenie tego na półkę. No może poza mnożącymi się fragmentami o wszystkim i o niczym. Kiedy przebrnęłam przez te ponad 200 stron akcja zaczęła się rozwijać i zawracać w tę i nazad. Zaczęłam się wciągać do tego stopnia, że ciężko było mi pójść spać i co kilka stron mówiłam sobie 'oj, jeszcze tylko do następnej przerwy... oj, do następnego rozdziału'. W ten sposób zaczytałam się pewnej nocy do godziny 1, a następnego dnia całkiem szybko po przebudzeniu chwyciłam by jak najszybciej skończyć. Tym razem przyznaję rację- cytatowi z okładki: "Zakończenie jakiego się nie spodziewacie". Co tu dużo pisać... polecam i już. Trochę wymęczyłam się na początku, ale teraz uważam, że było warto. :)
A kolejna książka będzie... znowu kryminałem A. Christie. Ciekawe jak pomoże w śledztwie "Niemy świadek".
ps. będę na 1 dzień w Toruniu- znacie ciekawe miejsca do polecenia? Herbaciarnie, ładne zakątki, sklepy z włóczką?
A Wy chodzicie na grzyby?
Jakie są wasze ulubione, typowo jesienne rozrywki?
Na grzyby bym poszła, ale nie wiem gdzie :( i nie mam z kim :( i nie mogę chodzić :( więc zazdroszcz3! Jedź za mnie jeszcze!
OdpowiedzUsuńDo dziergania każdy powôd dobry! Tym bardziej jak się czapka zużyła :)
Pozdrawiam!
Oj :( współczuję. Zdrowiej! Postaram się pojechać, ale czekam na jesienną pogodę, bo u mnie znowu lato.
UsuńRacja! :) Dzierganie dobre na wszystko- zawsze i wszędzie.
Pozdrawiam!
Niestety na grzybach sie nieznam, wiec tylko kupuje w sklepie. Ja wciaz mam nadzieje, ze jeszcze zawita babie lato i odrobimy sobie pochmurny sierpien. A jesienia, gdy za szyba pada deszcz lubie poczytac i podziergac. Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńJa grzybiarzem też nie jestem, ale znam te kilka gatunków, które można wrzucić do garnka, więc tylko je zbieram. :)
UsuńCzytanie też jest super, tak jak dzierganie. A szczególnie w jesienne wieczory z herbatą w miękkim fotelu. ^^
Pozdrawiam Beatko. :)
moją ulubioną jesienną rozrywką jest siedzenie w kapciach pod kocykiem w szydełkiem w łapie. A na zewnątrz to spacer po lesie i pieczenie ziemniaków w ognisku... mmm kiedy to było. Ponad rok nie byłam w lesie (bo Kabackiego nie uznaję za las) i mi tak tęskno... :( bo to jest chore żeby wybrać się do lasu trzeba pakować się do samochodu i jechać niewiadomo gdzie. Tam skąd pochodzę miałam pięćdziesięsiokilometrowy widok na las z balkonu na zachód i jakieś siedemdziesiąt do stu na południe i okolice. Szło się i było się w lesie po 300 metrach i można było iść i iść i iść a tam. Uwaga uwaga: mieliśmy resztki sanktuarium pogańskiego z okolic 7wieku... niestety totalnie zaniedbane, zarośnięte i zapomniane. To już był początek świętokrzyskiego i wiadomo czarownice, miotły i te sprawy ;)
OdpowiedzUsuńAj rozmarzyłam się a tu czasu jak na lekarstwo i miasto zagania w owczy pęd, nie daj Boże lemingów...
Rób czapkę. Ja kończę bo Ci tu esej napisałam :)
Super musiało być z takimi widokami i bliskością lasu... * . * [rozmarzona]
UsuńJa też rzadko bywam w lesie [jeśli mogę uznać za niego Choszczówkowy posadzony], może kilka razy do roku, bo jest rzadki, zaśmiecony i zwykle chodzą tam ludzie, którzy niekoniecznie umieją się zachować w takim miejscu. :(
Ruiny są fantastyczne, a że pogańskie to jeszcze lepsze. Fajna sprawa. ^^
Trzeba się wybrać do jakiejś puszczy...
Czapka dzisiaj czeka na ostatnie rządki. ^^
Prawda jest taka, ani dobrych ani złych dni, nie da się zatrzymac. Czas biegnie nieubłagalnie. Ja tez ostatnio wybrałam się na grzyby, a efekt tego był taki, że nazbierałam duzo... szyszek :)
OdpowiedzUsuńNiestety, a szkoda.
UsuńO widzisz, ja miałam wziąć troszkę mchu i innych piękności a tylko grzybki zabrałam. :p
Można by powiedzieć, że tak samo jak w słowniku dziewiarki nie istnieje "za dużo włóczek" tak samo nie ma czegoś takiego jak za dużo czapek :) Ja zamierzam w tym roku wrzucić na druty Castiel od Woolly Wormhead tyle że jakoś ciężko dobrać włóczkę a kusi strasznie madelinetosh :)
OdpowiedzUsuńGrzybobranie to jedno z tych miłych wspomnień z dzieciństwa, o ile nie było zbyt wiele rzeczy które robiło się wspólnie, całą rodziną o tyle na grzyby z samego rana mogliśmy się spakować wszyscy w samochód i grzyby całymi koszami przynosić. A jakie mama robiła dobre krokiety... mmm, ślinka na samą myśl cieknie :)
To samo tyczy się chust... których kiedyś wcale nie nosiłam, a teraz mam coraz więcej i niedługo będę każdego dnia tygodnia nosić inną. :)
UsuńCastiel wydaje się ciekawa, więc i ja się nad nią zastanawiam jako komplet do następnej chusty. Ja póki co nadal kocham Malabrigo, ale jestem zauroczona dwoma kolorami od Madeline... aj, aj...
Co do grzybkobrania to ja byłam jedynie na wsi u Babci kilka razy, za dzieciaka... ale pamiętam to do dziś. Jak do lasu jechało się rodziną na drewnianym wozie ciągniętym przez czerwony parkoczący traktorek... ah..
Ach, grzybobranie! Aż zatęskniłam za tymi czasami, gdzie z mamą i siostrą wstawałyśmy bladym świtem i szłyśmy do lasu, zanim jeszcze miejscowi wybiorą grzyby... Aż się łezka w oku kręci, wtedy jeszcze babcia żyła, a i moje życie było takie proste... bo to tylko szkoła i sprawdziany ;) I po co było dorastać? ;(
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia. :)
UsuńEh, też sobie zadaję to pytanie... :p
Co do czapki, proponuję krasnalkę "Kropeczkę" wg Maknety. Miałam przyjemność testowania i z czystym sumieniem polecam. Nadaje się na jesienną czapkę, szczególnie na głowę z 'ślimakową cebulą'. Wiem coś o tym ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka, Marta
:)
UsuńCebula musi być i już. XD W lato za gorąco w rozpuszczonych, na jesień deszcz na nie pada, a w zimę gryzą w szyję...
Pozdrawiam!
A.
Na grzyby to ja wysyłam mojego M- ja musiałabym sie potknąć żeby jakiś znaleźć:) Cobena lubię i chętnie po jego książki sięgam:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPo tej książce pewnie i ja nie raz jeszcze wrócę do Cobena. Przekonał mnie póki co. ^^
Z Torunia jest Hania Maciejewska, jej się pytaj :]
OdpowiedzUsuńJak miałam długie włosy, (co prawda nie tak długie jak Twoje), to jeszcze berety dawały radę. Chociaż ja częściej warkocz zaplatałam niż kok robiłam. Mogę polecić Castiel http://www.ravelry.com/patterns/library/castiel , łatwy do modyfikacji i ładnie wygląda. Oczywiście raczej to jesienna czapka niż zimowa ;) A jak chcesz warkocze i bąbelki to może taką: http://www.ravelry.com/patterns/library/castiel (osobiście ją będę robić, w planach jeszcze w tym roku ;)) Albo Asiową: http://www.ravelry.com/patterns/library/dwarfs-wife-hat albo Marzenkową http://www.ravelry.com/patterns/library/sweet-bunch (łatwa do modyfikacji, dłużej robisz prosto.
Dziękuję- coraz bardziej podoba mi się Castiel, więc może się skuszę. ^^
UsuńBeret też jest w planie, ale zobaczymy co wyjdzie, bo jest mocno osobliwy.
Aczkolwiek przyznam się, że mam już jedną na ukończeniu, wg. własnego pomysłu. Ale czapek nigdy za wiele, szczególnie, że mogę obdarować nimi np. siostrę.
Jestem już po Toruniu [1 dniowy wyjazd]- obłaziłam całą starówkę wzdłuż i wszerz i też było super. :) I nie obeszło się bez dziergania...
No proszę. I włóczka, i muchomory i Coben, choć ja za nim akurat nie przepadam. Ale może "Niemy świadek" to jest to, co powinnam przeczytać? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBrakuje tylko herbaty i kotów i pełnia szczęścia, co nie? :)
UsuńJeszcze "Niemego..." nie przeczytałam, ale czuję, że mogę polecić, wszak to klasyka kryminału.
Pozdrawiam. :)