Niemoc twócza ciągnie się dalej. Chustę męczę już spory czas i aż dziw bierze, że jeszcze jej nie skończyłam. A mogłabym w kilka dni... mogłabym, ale jakoś nie po drodze mi z tą robótką. Początkowo obawiałam się kolorów w gotowym wyrobie, ale przyznam, że nie jest tak źle jak myślałam. Tutaj znalazłam plus. Żeby za dobrze nie było minus pojawił się we wzorze, a raczej w braku dodatkowej informacji. No chyba, że coś przeoczyłam. Wszystko ładnie pięknie, ale ażur wychodził zupełnie inaczej niż na zdjęciach. Sprułam, chwileczkę pomyślałam i doszłam do tego, że trzeba inaczej czytać 'chart'. Strzał w dziesiątkę! Pojawiają się te piękne listki!
Jednak włóczka (Araucania Botany Lace) robi swoje, a ja jestem już za mocno rozpieszczona przez Malabrigo. Przez to robota ciągnie się trzy razy dłużej niż powinna. W zasadzie przyjeność dziergania jest, bo wychodzi ładny obrazek, w palce nic nie gryzie... ale jednak to nie to samo co tworzenie z ulubionych materiałów. I tak robię rządek na dzień, rządki trzy, albo wcale...
zdjęcie komórkowe... ;/ |
Brakuje mi tutaj pięknego skrętu [tego obecnego nieznoszę, fuj!- jakiś dla mnie zbyt ostry], delikatności i miękkości nitki no i tych zapierających dech w piersiach, nasyconych kolorów.
Szkoda jednak mi było wywalać/oddawać ten pojedynczy motek. Kusiło mnie farbowanie, ale nigdy nie wiadomo co to z tego wyjdzie, szczególnie na gotowych melanżach i to jeszcze w tak osobliwej tonacji.
Skończyło się więc na 'szybkiej i łatwej' chuście.
Tym sposobem będzie kolejny motek mniej w zalegających zapasach!
A prócz tego totalny marazm w kwestii dziewiarskiej. Włóczka kupiona, próbka zrobiona... a pomysłu brak.
Jak i Monika ostatnio pisała, tyle wzorów upatrzonych, każde śliczne, ale jednak żaden nie woła 'zrób mnie, zrób mnie!'. Kolejny dzień spędzam na wertowaniu skarbca ravelry, tablic na pinterest aż wreszcie grzebię w szufladkach w swojej głowie, a może coś akurat wymyślę. Szkoda mi czasu, który tak sobie ucieka, a mógłby już powstawać kolejny sweterek.
Pocieszam się jednak, że Ynis też musiał swoje odczekać i długo mi zajęło zanim w końcu wiedziałam co chcę zrobić.
I tak dzień za dniem, noc za nocą...
pomysł chyba jest o sto mil gdzieś daleko.
Machina czasu potrzebna! O!
Jak przywołać tego duszka od pomysłów?!
ano tak bywa .dopada człowieka niemoc i trzeba odczekac . podobaja mi sie te jesienne kolory
OdpowiedzUsuńNiestety :(
UsuńDziękuję- już chusta się z nich blokuje.
Zobaczysz duszek od pomysłów przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie. Odetnij się na jeden dzień od neta (wiem, że trudno ale jak mus to mus) i jak "przewietrzysz" głowę to pomysł sam wpadnie :)
OdpowiedzUsuńA to ja i więcej byłam odcięta :p i nic.
UsuńMuszę przeczekać chyba.
Jak mnie brakuje pomysłów i sprzątanie zakamarków mieszkania nie przynosi inspiracji, to wybieram się na zakupy, gapię się wtedy, nawet w lecie, na swetry na wieszakach, macam, przeglądam i zawsze wychodzę z myślą: o nie! nie ma nic ciekawego, albo: zrobię sobie lepsze! :D Ostatecznie, nawet w makaronie leżącym na talerzu znajdzie się morze inspiracji.. :D
OdpowiedzUsuńgłowa do góry, odpocznij, rada Moniki jest świetna, przewietrz głowę, zmęcz się fizycznie.. a przyjdzie na pewno! :D
Próbowałam. I póki co nie działa nic.
OdpowiedzUsuńAle jak widać trzeba poczekać, samo przyjdzie. Na siłę lepiej nie robić, bo będzie prucie, a tego bym nie chciała. W zamian mogę nadrobić książki ^^