Czy istnieje coś takiego jak 'dziewiarskie klątwy'? Albo 'klątwy na dziewiarki'?
Coś w stylu: nigdy nic Ci się nie uda, więcej sprujesz niż zrobisz itd. itd. itd.
Na mnie chyba coś takiego trafiło, bo szczerze mówiąc już inaczej nie wiem jak sobie to tłumaczyć. Zaczęło się od problemów z Ginkgo, coś koło 2 miesięcy temu. Przebolałam- naście rzędów w ażurowej chuście to nic. Drobny błąd we wzorze, którego ja nie wyłapałam, bo po raz pierwszy robiłam [jak się właśnie okazało] ażur dwustronny. Ok, chusta zmęczona, skończona, cacy.
Potem przygoda z Out of darkness, który poszedł cały do sprucia. Pod koniec dziergania, jakieś naście, no może koło 20 rzędów coś zaczęło mi się nie zgadzać i miała iść do unicestwienia część ażurowa... wszystko jako pajęczynka wersja lace. Początkowo próbowałam ratować co się dało, ale tyle nerwów, skupienia i czasów to zajmowało, że uznałam, iż to zupełnie się nie opłaca. Do tego ponowne nabieranie oczek z tej cienizny i łapanie ich pojedynczo albo zabawy z nitką okazały się nie na moje ówczesne siły. Całość została zkłębkowana... Ale wiadomo, ażury, koncentracja, cieniuśka włóczka- zrozumiałam, przebolałam [no, prawie do końca... :p].
Nie poddając się chwyciłam za nowe motki DiC. Na sweterek. Na najcieńszych dla mnie do tej pory drutach nr 3. Wyzwanie. Próbki poczynione, wzorek obmyślony, schemat narysowany... działałam. Nabierając oczka i próbując jakieś tam wymysły w kilku/nasty pierwszych rzędach zaczynałam tak od zera chyba z 5 razy, jeśli nie więcej. Wersja ostateczna została przeze mnie wstępnie zaakceptowana i tworzyłam dalej. Miesiąc. Przymierzałam co kilka rzędów. Szkoda było pruć, głupio było tworzyć dalej, bo okazywało się, że niebezpiecznie poszerzyły mi się plecy. Ściegiem gładkim. A ażury wyszły takie piękne. Tyle liczenia, mierzenia, magicznych tabelek, próbek.... wszystkiego...
Odpoczywając od swetrów zabierałam się za łapki. Najprostsze, dla samego dziergania. Z nowych włóczek, dla podniesienia poziomu ekscytacji rozpoczęciem nowych projektów. No i testów nitek rzecz jasna. Wychodziło tyle co nic, czyli totalne prawie zero- prucie po kilku cm. Raz, drugi, trzeci... itd. itd.
źródło: http://www.knitandtonic.net/ |
Żal mi było takiej pięknie barwionej włóczki [DiC], żal nowego, autorskiego projektu swetra. Nie chciałam powielać tego samego, bo od tej przygody i męczarni na wykałaczkach totalnie mi zbrzydło. Wzięłam się za drugi motek [aby nie musieć przeżywać procesu prucia] ze zwykłym, rozpinanym raglanem od góry. Dojechałam sobie do kilku cm poniżej pach. I bach! Kolejna klapa. Robi się długo, pogoda ucieka, czasu coraz mniej, bo i zaczęła się praca na etat. Uznałam, że odłożę, a tak na serio to spruję, bo siły nie mam. Patrzeć na tę włóczkę nie mogę, bo pokazuje moją porażkę. Kolejną.
Bez dziergania całkowicie głupio się czuję. Brak weny, chęci i tego czegoś postanowiłam zapełnić projektem motywującym. Padło więc na upatrzony daaaawno wzór sweterka na jesień. Prostego, szybkiego, bo z grubszej włóczki na błyskawicznych drutach nr 5. Paczka z włóczką przyleciała błyskawicznie, kolor rozczarował pozytywnie, pierwsze rzędy również. Potrzebowałam tą robótką podnieść moje naprawdę podupadłe już morale dziewiarskie... a wkopałam się bardziej. Podskórnie chyba coś czułam, bo to za piękne by nagle mogło mi coś wychodzić, więc dziś wyszło szydło z worka. W trakcie rozdzielania rękawów od kadłubka prawie zniknęły mi plecy... doprawdy nie wiem jak to się stało. Za dużo ostatnio emocji, jakichś problemów i człowiek traci głowę. Dosłownie, bo jak inaczej można to wyjaśnić?
Naprawdę nie wiem co się dzieje.
Nie wiem jak to przetrwać i z tym wygrać, bo boję się brać druty do ręki.
Nie wiem jak to przetrwać i z tym wygrać, bo boję się brać druty do ręki.
W zasadzie to jestem w szoku i czuję się teraz doprawdy dziwnie oglądając te cuda na waszych blogach i prędkość z jaką produkujecie kolejne swetry. Zachwycam się, podziwiam, ale nie potrafię zrozumieć co mnie dopadło... bo przecież sweter zrobiłam, sama, pierwszy. Chust też mam kilka za sobą. A teraz? Wychodzę na jeszcze bardziej zieloną niż szczypiorek na wiosnę i niedługo zacznę obawiać się czy z tej frustracji druty nie staną się narzędziem zbrodni [tylko ciekawe na kim]...
Co robić?
ps. to taki post do wyżalenia się, pisany emocjami, bo aż nie wiem co ze sobą zrobić...
ps2. oooo, a może to klątwa za 'zdradę' malabrigo?
ps2. oooo, a może to klątwa za 'zdradę' malabrigo?
Nie bądź dla siebie taka surowa:) Myślę, że wszystkie Twoje problemy to nie jest żadna klątwa, ani nawet zemsta, to normalny proces, który istnieje przy tworzeniu czegokolwiek, u mnie regułą jest, mam nadzieję, że przy Lukrecji to się zmieni, że każdy jedyny sweterek szedł do prucia gdy doszłam w okolicę pępka , no każdy, klątwa? Najważniejsze jest pozbierać się i zacząć jeszcze raz, tą samą rzecz od początku i robić aż do skutku, to jest niestety jedyna metoda:( Ja wierzę , że przetrwasz ten impas i sama siebie zaskoczysz i to już niedługo, będę Cię zagrzewać do walki:) Trzymaj się i nie poddawaj , uszy do góry , uśmiech na buzię i do roboty, do roboty:)))
OdpowiedzUsuńSerio? Nie pomyślałabym patrząc na te Twoje piękne swetry, a tym bardziej tempo w jakich pojawiają się skończone.
UsuńCałkowicie bez dziergania nie potrafię, więc prędzej [oby] czy później może uda mi się wreszcie coś skończyć.
Dziękuję!
A może jakąś chustę strzelisz dla odstresowania? Bez próbek, skomplikowanych rozliczeń itp. Czasem dobrze zrobić coś z rodzaju (dość) bezmyślnego dziergania, żeby nie stracić przyjemności z machania drutami... Powodzenia!
OdpowiedzUsuńW planach kilka mam, nawet jakąś autorską. ^^ Jednak zrobiłam sobie szlaban na nowe włóczki, a aktualnie nie mam wystarczająco dużo 'chustowej'. Ale zawezmę się i coś w końcu muszę zrobić, bo inaczej sama nie wiem co... :p
UsuńDzięki!
Mi się notoryczne zdarza coś popruć. Nie lubię robić próbek, często nabieram oczka na oko;) Proponuje może jakiegoś "gotowca" z rozpisanego wzoru zrobić albo ulubiony rodzaj dzianinki. Osobiście jak sfrustruje mnie sweter zawsze wracam do rękawiczek, które "zawsze wychodzą". Nawet jak nie do końca trafię z rozmiarem znajdą się mniejsze lub większe rączki;) Życzę Ci przełamania złej passy i nie poddawaj się ;)
OdpowiedzUsuńJa próbek nie lubiłam i nie robiłam, ale przy czapkach to było ciągłe prucie. Teraz nauczyłam się je robić i robię prawie do wszystkiego. Dlatego taka mnie frustracja ogarnia, bo obliczane było, próbkowane itd. i co? znowu zonk!
UsuńO dziwo nawet 'bezpalczatki' mi nie szły, nie wiem czemu.
Ale uprę się i coś w końcu kiedyś musi się udać, no nie?
Dziękuję! ^^
Nie przejmuj się. W życiu każdej dziewiarki są takie chwile. Ja wtedy odkładam wszystko na kilka dni a potem mogę zabierać się do dziergania ze zdwojoną radością. Nic na siłę. Wiem z doświadczenia, że jak intuicja podpowiada Ci, że coś jest nie tak, to właśnie tak będzie. (To że nie zawsze jej słucham, to inna kwestia, ale ile się potem naklnę pod nosem, to moje.) Trzymaj się dzielnie. Będzie lepiej!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w końcu coś uda mi się skończyć, bo można oszaleć.
UsuńA nie jedyna nie słuchasz :p ja miałam tak właśnie z tym swoim co mu plecy za duże urosły.
Dziękuję!
Pozdrawiam! :)
A może by tak jakieś czary mary i odczyny wykonać na wszelki wypadek? odpędzić klątwę, złe słowo, urok? Plucie prze ramię nie zaszkodzi, solą posypać, to tez nie takie straszne, laleczkę możesz sama wydziergać i potem jakieś czary mary nad nią poczynić antyurokowe :)
OdpowiedzUsuńA tak poważnie.. właśnie w ten weekend sprułam 70 % tego co miałam, sprułam i już, dwa kroki do tyłu jeden do przodu to nieodłączna część dziewiarskiej przygody. Ja polecam chwycić jakąś prostą a efektowną i lekko ogłupiającą robótkę, która pozwoli Ci machać łapkami i odpocząć od myślenia, w zeszłym roku czary i cuda i wszelkie uroki przepędził Color affection Veery i od tamtej pory dziergam (tfu!) bez większych zastojów, a to przecież same prawe były.. znajdź coś podobnego, żeby było prosto i tylko przyjemnie :D Efekt murowany! no i jak Ci morale wzrosną! i głowa do góry! :D
Buziaki!
Oj :( szkoda. Ale ważne, żeby było dobrze. :)
UsuńA ciekawe czy uda mi się kiedyś zrobić robótkę całkowicie bez prucia... hmm...
Taki projekt 'bezmózgi' też chodzi mi po głowie, a najlepiej samych prawych w okrażeniach, wtedy to jak mała torpeda leci.
Dzięki!! :)
Czasami na niektórych włóczkach siada klątwa. Jak zacznę coś dziergać i mi nie wychodzi i pruję i znowu dziergam i znowu pruję, to już włóczka ma klątwę i za co się wezmę, to mi z niej nie wychodzi. Wtedy muszę odłożyć tę włóczkę na bok na jakiś dłuższy czas i wtedy klątwa schodzi.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest. No szczerze to mam kilka włóczek, które jednocześnie są moimi ulubionymi i z nimi praca sama się posuwała do przodu, a prucia było niewiele. :)
UsuńPóki co zabrałam się za inną włóczkę [też prułam już 4 razy...], ale wzorem jestem zauroczona to muszę to skończyć. ^^
Wybierz sobie coś 'banalnie' prostego i coś tak naprawdę, co Cię zachwyci... I nie myśl o porażkach, bo one paraliżują. Myśl o tym, jak fajnie będziesz wyglądać w nowym sweterku/chuście/szaliku/kolorze/wzorze.. Fajne jest też samo robienie, a prucie i niszczenie jest wpisane w twórczość, więc to jest bardzo normalne i nie tylko u Ciebie występuje. Pocieszę Cię, że kiedyś w liceum robiłam sweterek ażurowy. Wyszedł dwa razy za duży, bo też i doświadczenia nie miałam, sprułam cały, zrobiłam na nowo i... nigdy nie nałożyłam, bo wstydziłam się prześwitywania ażuru. Potem policzyłam, że całość zajęła mi kilka lat - oczywiście nie ciągiem ;)
OdpowiedzUsuńWybrałam :) dziergam, tylko i tak prułam, bo z tej 'banalności' zapomniałam o dodawaniu oczek... XD Chyba nie ma tak źle, bo ciągle myślę o robieniu na drutach... w pracy. Nie mogę się doczekać wtedy aż wrócę do domu i znowu siądę do robótki. ^^
UsuńPowinnam chyba jakoś zmienić podejście do prucia, wtedy może będzie lepiej. ;)
Zmienić podejście - to koniecznie! Prucie to norma, dążenie do doskonałości i rozwój. Przynajmniej ja tak na to patrzę ;)
UsuńDzień dobry.
OdpowiedzUsuńChyba też powinnam sobie wykonać taką laleczkę do zgrillowania w celu odczynienia uroku...
Od miesiąca nie mogę dokończyć swetra dla córki (przy dekolcie coś ciągle nie wychodzi).
Podczas robienia ażurowej, ananasowej chusty zabrakło mi kilku metrów włóczki.
Stwierdziłam, że trudno, zakończę szybciej.
Wkurzona byłam jednak tak, że dopiero po trzech miesiącach postanowiłam pochować nitki i w końcu wręczyć chustę właścicielce (zaległy prezent).
Ciachnęłam ostatnią nitkę z werwą...
Tak wielką, że przecięłam górny brzeg...
Ależ ta Baby Silkpaca Malabrigo się cudownie pruje.
Szczególnie kiedy była robiona na drutach nr 5.
Teraz leży sobie w woreczku i czeka na naprawienie.
pozdrawiam :)